Archiwum Polityki

Terrorystyczny holding Osamy

Ani Osama ibn Laden, ani talibowie, ani rakiety nie były w stanie przeszkodzić Abdulowi Hajderowi, szefowi protokołu dyplomatycznego MSZ i ambasadorowi Afganistanu w Polsce, w dotarciu na kolejną sesję Międzynarodowego Klubu „Polityki” do Wrocławia. Trzy tygodnie wcześniej ambasador miał mówić o Osamie i jego terrorystycznym holdingu przez telefon. Kiedy satelitarne połączenie z Afganistanem nie powiodło się, żartowano, że to sprawka Osamy. Później okazało się, że prawdziwą przyczyną był atak rakiet samosterujących na jedno z ostatnich gniazd talibów; nad Afganistanem zostało wyłączone pole telefonii komórkowej. 27 maja ambasador Hajder przyjechał do Wrocławia osobiście. Spotkanie poprowadził Krzysztof Mroziewicz.

Przez półtorej godziny po polsku (języka nauczył się w latach 70. podczas studiów w Polsce) ambasador przekonywał, że Osamy ibn Ladena nie ma już w Afganistanie. Jeśli żyje, ukrywa się za granicą. – W Afganistanie ludzie znają się bardzo dobrze, wiedzą, kto jest kim i skąd przybył – mówił. – Dlatego tak szybko wyłapano większość członków Al-Kaidy.

Tłumaczył także, dlaczego nieskuteczne okazały się wysokie nagrody oferowane przez Amerykanów za głowę ibn Ladena.

– Ludziom, którzy chronią Osamę, nie zależy na pieniądzach – mówił. – To są fanatycy religijni, gotowi walczyć dla niego za darmo. Dlatego ibn Ladena trzeba odnaleźć i złapać, bo inaczej świat nie będzie bezpieczny.

Dyskutanci pytali ambasadora o sytuację kobiet w Afganistanie (– Mogą wreszcie same decydować, czy chcą zakrywać twarze czadorem, czy nie), o muzykę, której słuchania zabraniali talibowie (– Na ulicach słychać ją tak głośno, że czasem nie można rozmawiać), stosunek Afgańczyków do żołnierzy amerykańskich (– Zaprosiliśmy ich, bo są potrzebni, ale gdy przestaną być potrzebni, bardzo podziękujemy im za obecność), wreszcie o groźbę kolejnych ataków terrorystycznych.

Polityka 23.2002 (2353) z dnia 08.06.2002; s. 103
Reklama