Krzysztof Deut (nazwisko zmienione), trzydzieści kilka lat, ostrzyżony na łyso, byczy kark, ulubiony strój: dresy lub skórzana kurtka, ulubione auto: Jeep Cherokee, w poprzednim wcieleniu bokser średniej klasy, dzisiaj przywódca grupy zorganizowanej zajmującej się zwykłą gangsterką. Miejscowa prasa nazwała go Pogromcą Tygrysa, gdyż wyznał, że jako berbeć bawił się w piaskownicy z Dariuszem Michalczewskim (dzisiejszy mistrz świata w boksie zawodowym) i pobił go za pomocą wiaderka i łopatki do piasku. Jako sportowiec jednak wielkich sukcesów nie odniósł.
Ciężki los gangstera
Kiedy przerzucił się na gangsterstwo, początkowo wiodło mu się nieźle. Skrzyknął grupę osiłków i zmonopolizował Starówkę w Olsztynie. Od właścicieli knajpek i pubów wymuszał haracze w zamian oferując ochronę. Opornych nachodził wraz ze swoimi ludźmi, dewastował lokale, straszył klientów, czasem bił. Kawiarnię Stowarzyszenia Architektów Polskich podpalił.
Arkadiusz Lewicki, dzierżawca kawiarni SARP: – Żądał za rzekomą ochronę 3 tys. zł miesięcznie. Odmówiłem. Zaczął nachodzić mój lokal. Przyłaził z obstawą, szturchali kelnerki, straszyli gości, rzucali butelkami w ściany. Moją żonę, była wtedy w ostatnim miesiącu ciąży, klepali po brzuchu. Na koniec kawiarnię podpalili.
Lewickiemu przydzielono policyjną ochronę. Na Deuta i jego grupę już od dawna szukano dowodów. Z wiedzy operacyjnej wynikało, że gang współdziałał z inną grupą zajmującą się porwaniami olsztyńskich biznesmenów. Deut osobiście podejmował okup za jednego z porwanych, ale zastraszony biznesmen bał się przeciwko niemu zeznawać. Milczeli też sterroryzowani restauratorzy ze Starówki. Poza Lewickim – to jego doniesienie o popełnieniu przestępstwa spowodowało, że z gangiem można się było w końcu rozprawić.