Archiwum Polityki

Samba zwycięstwa

Eva jest piękna. Tak piękna jak Brazylia. Ma czekoladową skórę, białe jak śnieg zęby, piękne nogi, błysk w oczach i ruchy pantery. Kiedy tańczy, nie ma wątpliwości, że mogłaby być ozdobą niejednej szkoły samby. A teraz właśnie tańczy wywijając ogromnym czerwonym sztandarem z żółtym sierpem i młotem. I jak wszyscy na placu Republiki trochę śpiewa, a trochę skanduje porywającą sambę, w której ważne są tylko trzy słowa „Agora Lula Presidente” – Teraz Lula prezydentem.

Fernando przedziera się do Evy przez tłum. Przez deszcz konfetti, między skrzydłami sztandarów i chorągiewek. Bezceremonialnie chwyta ją za rękę i przekrzykując huk bębnów, pisk gwizdków, szum grzechotek, łoskot talerzyków, coś jej szybko tłumaczy. Eva zwija sztandar, a Fernando prowadzi ją w stronę murku, na którym siedzę.

Chciałeś dziewczynę z bogatego domu, to masz.

Nie mów, że jestem z bogatego domu – protestuje Eva. – Powiedz, że jestem trockistką, a mój ojciec siedział za Garrastazu.

Jedno i drugie to legitymacja. Siedzieć za generała Garrastazu, szefa brazylijskiej junty na przełomie lat 60. i 70., to nie były przelewki. Tortury, szwadrony śmierci, zwłoki zatrzymanych znajdowane na podmiejskich śmietnikach albo nieznajdowane nigdy.

W porządku – uspokaja Fernando. – Chodziło mi o to, żebyś mu powiedziała, że nie tylko robotnicy głosują na Lulę, przecież twój stary jest adwokatem i ma górę kasy.

Odwal się Fernando, jakie to ma znaczenie – Eva jest równie ostra jak piękna. Za co ojciec siedział? – Za demonstracje studenckie.

Wymienili go za Elbricka? – włącza się Fernando.

Nie, puścili go po paru miesiącach.

To Dirceu miał lepiej.

Charles Burke Elbrick to był amerykański ambasador w Brazylii, którego w 1969 r. porwali lewicowi miejscy partyzanci, żeby go wymienić na więzionych kolegów (nieco później porwali też ambasadorów Niemiec i Szwajcarii oraz japońskiego konsula). Wśród uwolnionych był między innymi Jose Dirceu, dziś deputowany brazylijskiego Kongresu, szef PT – partii Luli (Partido dos Trabalhadores – Partia Pracujących), oraz niemal pewny kandydat na ministra sprawiedliwości.

Polityka 46.2002 (2376) z dnia 16.11.2002; Na własne oczy; s. 100
Reklama