Zaintrygowała mnie wypowiedź komisarza UE Güntera Verheugena dotycząca dopłat bezpośrednich dla rolników polskich, że euro w Polsce to całkiem inne euro niż w Niemczech.
Zacząłem analizować ceny, usługi – znalazłem ceny w marketach w UE, przeanalizowałem tzw. Koszyk opublikowany przez „Politykę” na początku roku. W Roczniku Statystycznym jest tzw. wskaźnik PPP (Purchasing Power Parity) pokazujący rzeczywistą siłę nabywczą dolara do złotego. Z wyliczeń tych wynika, że sile nabywczej 1000 euro w Polsce odpowiada około 1800 euro w UE. Wskaźnik wynosi 1,8. Jeżeli polski rolnik dostałby na gospodarstwo 1000 euro, to kupi on w Polsce o 80 proc. więcej towarów i usług niż za te same 1000 euro rolnik niemiecki, francuski czy holenderski. W tym świetle proponowane 25 proc. dopłat bezpośrednich daje około 45 proc. dopłaty rzeczywistej dla rolnika polskiego. Gdyby nasi rolnicy otrzymali 100 proc. dopłat bezpośrednich, to mieliby z tego 1,8 raza więcej niż rolnicy w UE. Zatrudnieni poza rolnictwem w UE zarabiają około 5 razy więcej od Polaków zatrudnionych też poza rolnictwem (patrz Koszyk „Polityki”). Polak zarabia około 500 euro, a Niemiec 2500 euro. Uwzględniając siłę nabywczą euro w Polsce i w Niemczech tzn. wskaźnik 1,8 wychodzi, że Niemiec zarabia nie 5 razy więcej, ale 2,7 raza więcej. Z tych wyliczeń wynika, że gdyby dopłaty dla rolników wyniosły owe 25 proc., to pozycja rolnika polskiego byłaby lepsza w stosunku do rolnika z UE, a polski pracownik zatrudniony poza rolnictwem w stosunku do obywatela UE też zatrudnionego poza rolnictwem miałby gorzej.
Co robią nasi doradcy ekonomiczni w ministerstwach, skoro nigdzie te wyliczenia nie były nagłaśniane?