Archiwum Polityki

Ruchomy cel

Waszyngton odetchnął z ulgą. Po trzech tygodniach i śledztwie zakrojonym na niespotykaną skalę policja aresztowała podejrzanych o zabicie 10 osób. 42-letni John Muhammad i jego 17-letni pasierb John Malvo zostali zatrzymani, a w ich furgonetce znaleziono karabin, z którego padły strzały. A jak żył Waszyngton przez te dni?

Nigdy jeszcze, nawet bezpośrednio po 11 września, mieszkańcy stolicy USA nie bali się tak bardzo jak w ostatnich tygodniach, od kiedy nieuchwytny snajper z Beltwayu poluje na ludzi.

Horror zaczął się 2 października. W ciągu jednej doby na północnych przedmieściach miasta w hrabstwie Montgomery – jednym z najzamożniejszych w Ameryce, dotąd oazie spokoju i bezpieczeństwa – zginęło w parogodzinnych odstępach sześć osób. Wszystkie od pojedynczego strzału w głowę albo w szyję, oddanego ze znacznej odległości. Nic ich ze sobą nie łączyło. James D. Martin, 55-letni urzędnik, został zastrzelony, gdy przechodził przez parking. 39-letni przedsiębiorca James L. Buchanan zginął w czasie koszenia trawy w ogródku. 54-letni taksówkarz, emigrant z Indii, Premkumar A. Walekar pompował benzynę. Sarah Ramos z Salwadoru siedziała na ławce w parku. Lori Lewis Rivera czyściła odkurzaczem samochód. Czarnoskóry Pacal Charlot przechodził przez ulicę.

Kolejne ataki następowały co dwa–trzy dni. 43-letnia kobieta trafiona w plecy na parkingu przed sklepem we Fredericksburgu, 40 km od Waszyngtonu, i 13-letni chłopiec postrzelony w pierś przed szkołą w Bowie na wschód od miasta przeżyli, ale są ciężko ranni (władze nie ujawniają ich nazwisk). Dean H. Myers i Kenneth Bridges mieli mniej szczęścia – zginęli na stacjach benzynowych. Kierowca Conrad Johnson padł zastrzelony w drzwiach swego autobusu. Lekarze walczą o uratowanie 37-letniego mężczyzny postrzelonego przed restauracją w Ashland w stanie Wirginia; jeśli nawet przeżyje, będzie inwalidą, bo trzeba było mu usunąć śledzionę, część żołądka i trzustkę. Zabójca strzela nabojami kalibru 0,223 rozrywającymi się w ciele ofiary.

Polityka 44.2002 (2374) z dnia 02.11.2002; Świat; s. 48
Reklama