Archiwum Polityki

Muszę zrobić film jesienią

Rozmowa z Woodym Allenem o niezależności, melancholii i seksie

Reżyser Val Waxman – bohater komedii „Koniec z Hollywood” (film ten wkrótce wejdzie na ekrany) – twierdzi, że przestał widzieć. Mimo to próbuje nakręcić film. Udaje niewidomego ze strachu, ponieważ zwątpił w siebie? Czy też jest tak wybitnym artystą, że próbuje reżyserować pomimo swojej ślepoty?

On traci wzrok naprawdę. Na tym polega komizm sytuacji: okazuje się, że można zrobić film, będąc całkowicie niewidomym. To oczywiście metafora. Każda forma artystycznej aktywności, obojętnie: reżyserowanie czy co innego – rodzi się w sercu. Tylko pasja gwarantuje, że powstanie wartościowa rzecz. Bohater „Końca ...” posiada ten dar. Jest geniuszem, który – zanim jeszcze wykona swoje dzieło – widzi je w przebłysku świadomości. Nie musi dokładnie kontrolować procesu tworzenia, bo oczami wyobraźni zna je w najdrobniejszych szczegółach. Niestety, Amerykanie nie poznają się na nim. Odrzucają jego dzieło, bo oceniają je wedle hollywoodzkich standardów – liczą się efekty specjalne i wielki budżet. Val natomiast jest prawdziwym artystą, autorem, który zostaje odkryty dopiero w Europie.

Kto jest bardziej ślepy: amerykańska widownia lekceważąca jego antyhollywoodzki film czy Europejczycy ze swoim kultem kina autorskiego?

Obie interpretacje są do przyjęcia. Wiadomo, że Amerykanie nie są wrażliwi na wartości artystyczne w takim stopniu jak np. Francuzi. Europejczycy błyskawicznie potrafią poznać się na prawdziwej wielkości. Często sobie z tego żartujemy, ale fakty są nieubłagane. Nie kto inny, tylko Francuzi odkryli np. Alana Edgara Poe i Williama Faulknera – pisarzy niedocenianych w Ameryce. Wielu jeszcze artystów, nie wyłączając mnie, ma im sporo do zawdzięczenia.

Polityka 44.2002 (2374) z dnia 02.11.2002; Kultura; s. 58
Reklama