Archiwum Polityki

Wszystkich nie przyjmiemy

Rozmowa z ministrem spraw zagranicznych Australii Alexandrem Downerem

Po 11 września Australia włączyła się aktywnie w międzynarodową koalicję przeciwko terrorowi, choć waszemu krajowi takie ataki raczej nie grożą. Co więcej, niektóre działania koalicji budzą krytykę w świecie, jak choćby niechęć ekipy Busha do uznania więźniów w bazie Guantanamo za jeńców wojennych.

Wśród zwykłych ludzi, także w Australii, panuje niemal powszechne poparcie dla wojny z terroryzmem. Ze względu na nasze interesy narodowe zależy nam na sojuszu bezpieczeństwa ze Stanami Zjednoczonymi, a ponieważ zostały one zaatakowane, to właśnie ten sojusz wezwał nas do działania. Amerykanie mogli uważać, że mamy obowiązek im pomóc i tak się stało. Przyjęli naszą ofertę wysłania sił specjalnych do Afganistanu w ramach akcji wojskowej przeciwko terrorystom. Po drugie, znaleziono dokumenty i zatrzymano osoby planujące ataki przeciwko celom australijskim. W Singapurze na przykład planowano zamachy na kilka ambasad, w tym australijską. W Indiach aresztowano osobę, która przeszła przeszkolenie lotnicze w Australii i planowała atak na budynki w naszym kraju. Ataki 11 września uważamy nie tylko za zamach na Amerykę, lecz także na wartości, które wyznajemy.

Czy obecny konflikt uważa pan za zderzenie cywilizacji o genezie religijnej?

Nie. Wystarczy przeanalizować motywy działania Al-Kaidy. Jej przywódcy chcą wyprzeć Amerykę z Półwyspu Arabskiego i obalić rząd Arabii Saudyjskiej. Do tego dążył od lat Osama ibn Laden, sam zresztą Saudyjczyk. On i jemu podobni uważają USA za poplecznika umiarkowanych państw arabskich, którym jako fundamentaliści się przeciwstawiają. Zależy im tak samo mocno na likwidacji Izraela jako państwa żydowskiego, które chcieliby zepchnąć do morza. Nie ma to nic wspólnego z konfliktem islam–świat chrześcijański.

Polityka 14.2002 (2344) z dnia 06.04.2002; Świat; s. 44
Reklama