Archiwum Polityki

Najważniejszy dokument Polaków

Nasza konstytucja od pięciu lat sprawdza się nieźle – tak samo będzie w Unii?

Nie ma nonsensu, którego nie napisano by podczas dość zresztą anemicznej dyskusji wokół rodzącej się w 1997 r. konstytucji. Zniewolenie społeczeństwa, odarcie z praw obywatela, ingerencja w autonomię rodziny, przekreślenie narodowej tradycji, plenienie się bezbożnictwa – wszystko to miało nastąpić w razie uchwalenia konstytucji, której pięciolecie obowiązywania minęło właśnie 17 października. Nic takiego się nie stało i system ustrojowy przez nią stworzony funkcjonuje sprawnie, choć – z winy praktyki – nie bez zgrzytów. Państwo polskie, mimo wszelkich słabości, pozostało wierne deklaracji wstępnej do swej ustawy zasadniczej, gdzie mowa o poszanowaniu wolności i sprawiedliwości, współdziałaniu władz, dialogu społecznym, umacnianiu uprawnień obywateli i ich wspólnot. Stały się jednak także rzeczy złe, choć nieprzewidywane, za które państwo płaci dziś wysoką cenę. Nakazano konstytucją, aby sądy przejęły (od października ub.r.) uprawnienia kolegiów do spraw wykroczeń. Decyzja była słuszna, lecz o lata przedwczesna. Zbyt optymistycznie obliczono możliwości finansowe budżetu (dodatkowe etaty sędziowskie, nowe siedziby). Rezultatem jest blokada wymiaru sprawiedliwości i idące w tysiące spraw rocznie przedawnienia, nie tylko wykroczeń, ale i poważniejszych przestępstw. Od 1 stycznia 2004 r. obok Naczelnego Sądu Administracyjnego pojawić się mają dodatkowo wojewódzkie sądy administracyjne, na które nękany niedoborami budżet państwa przeznaczyć musi już w przyszłym roku ponad 300 mln zł. Najstarszemu sądownictwu administracyjnemu Europy (w Austrii) wystarczy dla kontroli praworządności administracji jedna instancja sądowa. Polsce trzeba dwóch sądów, bo nie bacząc na koszty chcemy jak najszybciej zająć miejsce na ławie prymusów demokracji i praworządności.

Polityka 43.2002 (2373) z dnia 26.10.2002; Komentarze; s. 17
Reklama