Archiwum Polityki

Och, ten off!

Czy najlepsze filmy powstają wtedy, gdy ma się dużo wolności i mało pieniędzy? Patrząc na nowe filmy młodych, chyba tak.

Jeszcze do niedawna mało kto słyszał o niezależnym kinie w Polsce. Dziś filmy offowe trafiają do dystrybucji, zdobywają nagrody na poważnych imprezach m.in. w Gdyni i na zakończonym niedawno festiwalu Młodzi i Film w Koszalinie, a telewizja publiczna zamierza je wspierać finansowo i emitować w specjalnym cyklu zatytułowanym „Własnym głosem”. Dlaczego kino niezależne, zwane też offowym, stało się modne?

W Stanach Zjednoczonych, gdzie niezależność oznacza filmowy eksperyment, nowatorską estetykę, pójście pod prąd modom i trendom wyznaczanym przez Hollywood, off rozwija się dynamicznie co najmniej od pół wieku. Zajmują się nim utalentowani ludzie, sponsorowani przez ambitnych i zasobnych w gotówkę producentów, których nie obchodzi schlebianie masowym gustom. Interesuje ich natomiast łamanie konwencji, zmiana przyzwyczajeń, odkrywanie nowych horyzontów. Za niezależnych uchodzili w USA m.in. John Cassavetes (twórca pamiętnych „Cieni”) oraz Andy Warhol, który dawno temu, bo w 1966 r., głosił radykalne hasła aktualne do dziś: „Dosyć już filmów dobrze zrobionych i nieinteresujących. Przyszedł czas filmów źle zrobionych, ale interesujących”.

W naszym kinie niezależnym, istniejącym zaledwie od kilku lat, obowiązywała inna norma: filmów źle zrobionych i nieinteresujących, którymi próbowano się zachwycać tylko z tego powodu, że młodzi ludzie zamiast upijać się pod sklepem, wreszcie znaleźli sobie ciekawe zajęcie. Znakomicie ośmieszył tę postawę Mariusz Pujszo w „Polisz kicz projekt” – w pełni profesjonalnej, niezależnej produkcji za pół miliona złotych. Doświadczony aktor i scenarzysta zagrał w niej sympatycznego kabotyna, który żeruje na ludzkiej naiwności.

Polityka 43.2002 (2373) z dnia 26.10.2002; Kultura; s. 63
Reklama