W związku z rychłym przystąpieniem szeregu nowych państw do Unii Europejskiej w państwach członkowskich rozgorzała na nowo dyskusja o praktycznych problemach pisemnej i ustnej komunikacji. W ciałach unijnych zasiądą wkrótce reprezentanci mówiący ponad dwudziestoma językami. Przetłumaczenie każdego wypowiedzianego czy napisanego w jakimś języku słowa na wszystkie pozostałe sparaliżowałoby finansowo i czasowo pracę każdej komisji, komitetu czy rady.
Od lat rozważany jest zatem wybór jednego języka, który spełniłby rolę współczesnej, europejskiej lingua franca. Mógłby się do tego nadać rzecz jasna język polski. Jednak pod pewnymi warunkami dotyczącymi pisowni, która musiałaby zostać nieco uproszczona. Pomysł jest prosty: piszmy tak, jak słychać i tylko na jeden sposób.
Najpierw zniknęłoby rozróżnienie pomiędzy głoskami identycznie wymawianymi, lecz różnie pisanymi. Zrezygnuje się z ż na rzecz rz, z ó na rzecz u i z ch na rzecz h. Niewątpliwie ucieszy to wielu Polakuw, kturzy od lat uwarzali rze utrzymywanie tyh w gruncie rzeczy zbędnyh duplikatuw niepotrzebnie komplikuje rzycie. Nieco puźniej zniknie ruwnierz dziwny zwyczaj pisania i, tam gdzie słyhać j, w, gdzie słyhać f, d, gdzie słyhać t i b, gdzie słyhać p. Rufnierz w miejsce bezdzwięcznego rz napiszemy po prostu sz. Ukłon Brukseli w stronę Warszawy wyraziłby się w gotowości do zahowania tak polskiej litery jak ł, a nawet urzycia jej tam, gdzie pierwotnie nie wolno było jej pisać. I tak, warzna ze względu na kontekst zbitka eu pisana będzie prawdziwie z polska eł. Jednak i tu kompromis byłby konieczny: ł stojące między bezdzwięcznymi głoskami po prostu zniknie.
Fkrutce, w ostatniej fazie, znikną uciąrzliwe litery z ogonkami, czyli ę i ą.