Tradycji nie stało się zadość. W przeciwieństwie do Lenina i Stalina, Władimir Putin obchodził swoje 50 urodziny nie na Kremlu, a w Kiszyniowie, gdzie uczestniczył w szczycie Wspólnoty Niepodległych Państw. Prezydencka administracja robiła też wszystko, by – w opinii publicznej – nie wypadły one zbyt hucznie.
Mimo to pochlebcy i zwykli ludzie – śladem odwiecznej niemal w Rosji tradycji – prześcigali się w obdarowywaniu jubilata co wymyślniejszymi prezentami. O urodzinach pamiętali też przywódcy innych państw. Putin otrzymał carską koronę, konie, antylopę, a nawet krokodyla, o tysiącach kartek z życzeniami nie wspominając. Szczyt osiągnął prezydent Kirgizji Askar Akajew, który obiecał nazwać na cześć Putina jeden ze szczytów w górach Tien-szan. Badania petersburskich naukowców wykazały, że Putin kojarzy się ludziom z orłem albo lwem.
W Rosji odradza się kult jednostki. Imieniem prezydenta nazwano już kawiarnie, lody, a także gatunek pomidorów. Jak za dawnych lat stał się on bohaterem piosenek i wierszy oraz ulubionym modelem wszelkiej maści artystów. Putin doczekał się już nawet pomnika, na razie jednak tylko w kolonii karnej w Nowgorodzie. (MG)