Archiwum Polityki

Bajka o Abu Zabi

Nie pamiętam, czy w dzieciństwie opowiadano mi bajki. Te, które pamiętam, czytałem w latach szkolnych. Były to bajki Andersena, braci Grimm i Konopnickiej. Szczerze mówiąc w mojej pamięci bajki się z niczym przyjemnym nie kojarzą, ale w języku potocznym używa się przymiotnika „bajkowy”, który oznacza coś tak pięknego, że naprawdę w świecie nie może się wydarzyć.

Ostatnio trafiłem do bajkowego kraju, gdzie dzieją się rzeczy, o których potocznie mówi się, że są zbyt piękne, by były prawdziwe. Wyobraźmy sobie dobrego władcę, który rządzi troszcząc się o dobro swego nielicznego ludu, łoży wielkie sumy na oświatę i dobrotliwie popiera kulturę. Mieszkańcy kraju żyją bardzo zamożnie, a wokół nich rosną podlewane odsalaną morską wodą lasy. Kiedy wyrosną, zapewne ściągną deszcze i wtedy dzisiejsza pustynia zmieni się w rajskie ogrody. Proces zalesiania (czy raczej zakrzaczania) odbywa się za wielkim, betonowym płotem, który chroni słabiutkie sadzonki przed apetytem osłów i wielbłądów i przed piaskiem, który wciąż wędruje przynosząc ze sobą zniszczenie. W obramowaniu betonowych płotów biegną wielopasmowe autostrady, które prowadzą za granicę, bo kraj składa się tylko z jednego wielkiego miasta i paru pustynnych osiedli, a żyje z ropy naftowej, dzięki której dobry szejk szczodrą ręką łoży na wszystko, co może przyczynić się do postępu.

Europejski sceptycyzm wymaga, żeby poszukać drugiej strony medalu, ponarzekać na brak demokracji, której wszakże stopniowo przybywa. Pojawiły się już konstytucja i parlament (oczywiście jeszcze mianowany). Nastroje głęboko bajkowe budzi architektura. Nowoczesne miasto powstało w jedną dekadę i zadziwia szeregami szklanych drapaczy chmur, którymi popisują się czołowi architekci świata.

Polityka 42.2002 (2372) z dnia 19.10.2002; Zanussi; s. 105
Reklama