Zacznijmy zatem także od „A”. Rodzice Alechinsky’ego byli Rosjanami. On sam urodził się w Belgii, całe dorosłe życie przemieszkał zaś we Francji. Należał do międzynarodowej grupy artystycznej COBRA, a znany jest ze swych fascynacji kulturą Japonii i Meksyku. Ta mnogość doświadczeń, inspiracji i kontaktów zrodziła sztukę intrygującą i nietuzinkową. Zwyczajowo twórczość 75-letniego dziś Alechinsky’ego przypisuje się do surrealizmu. Ale ów powojenny surrealizm był już zupełnie inny od tego słynnego, sennego, przedwojennego. Daleko mu do wydumanych i wymuskanych malarskich rebusów Dalego, Magritte’a czy Chirico, może trochę bliżej do całkowicie przypadkowych, „spontanicznych” prac Miro czy Massona. Walor jego twórczości polega przede wszystkim na bardzo zręcznych i niepozbawionych oryginalności kompilacjach.
Artysta „ujawnia zwodniczość rozróżnień na sztukę abstrakcyjną i figuratywną” – pisał o nim Rene Passeron w „Encyklopedii surrealizmu”. I rzeczywiście, Alechinsky jest jednym z tych, którzy zręcznie zacierają granicę pomiędzy tymi dwoma fundamentalnymi nurtami sztuki XX w. Kształty ni to ludzkie, ni to zwierzęce, ni to roślinne sąsiadują z formami, którym trudno przypisać desygnaty w otaczającej rzeczywistości. Każdy z malarskich motywów może być „czymś”, ale też może być „niczym”. Po drugie artysta połączył w swej sztuce dwa, wydawałaby się niemożliwe do pogodzenia, żywioły: surrealizm i ekspresjonizm. Nie rezygnując w swym malarstwie z motywów fantastyki i podświadomości, przydał im północnoeuropejskiej surowości, drapieżności, zdecydowania. Jeżeli dodać do tego wyraźne wątki japońskiej kaligrafii i graficznego znaku oraz meksykańskiej sztuki ludowej, to otrzymujemy mieszankę cokolwiek szaloną, ale z pewnością pełną uroku, nowych znaczeń, symboli, nieoczekiwanych skojarzeń.