Kto nie używa, ten nie wie, że dzięki staremu, poczciwemu esemesowi możemy przejrzeć serwisy informacyjne, poflirtować z nieznajomym, znaleźć najbliższy bankomat w obcym mieście, zapłacić za usługę w Internecie, a nawet za parkowanie samochodu. Robert, student z Warszawy, lubi czaty esemesowe, w których każdego miesiąca bierze udział kilkadziesiąt tysięcy osób. Podczas czatu można podyskutować, pożartować, a nawet odbyć regularną randkę. Tego rodzaju randkowanie jest wygodne i niekrępujące, bo odbywa się anonimowo. Połączeń dokonuje komputer i tylko on zna numery telefonów uczestników czatu. Wszystko działa w układzie: ty, inni czatujący i system integrujący całą zabawę. Wysyłasz esemesem komendę „czat” pod wskazany numer, dostajesz zwrotną informację z pytaniem, z kim chciałbyś czatować czy randkować.
Gdy Robert randkował po raz pierwszy, napisał, że ma to być dziewczyna, lat 26, z Warszawy, inteligentna blondynka. – Po jakimś czasie odebrałem SMS: „Cześć, to właśnie ja” i tak dalej. Czatowaliśmy, ale byłem podejrzliwy, bo odpowiedzi, które dostawałem, były cholernie standardowe, pomyślałem nawet, że zamiast inteligentnej blondynki dali mi prawdziwą. Dopiero po kilku zdaniach wyhaczyłem, że rozmawiam z automatem. Potem dowiedziałem się, że jeśli nie mogą ci w danej chwili znaleźć osoby podobnej do tej, o którą prosisz, do akcji wkracza komputer, który podtrzymuje rozmowę do momentu, kiedy trafi się żądana blondynka z Warszawy, która też chce porandkować akurat z gościem podobnym do mnie.
Żyła złota
Możliwość wysyłania esemesów mieli już użytkownicy pierwszej analogowej sieci komórkowej Centertel. Jednak korzystało z nich niewiele osób. Na początku ery cyfrowej telefonii komórkowej uważano, że SMS zostanie tylko ubocznym produktem rozwoju komunikacji bezprzewodowej.