Archiwum Polityki

Powrót hrabiego Redena

Hrabia Fryderyk Wilhelm von Reden po raz trzeci, w ciągu 150 lat, stanął na cokole w Chorzowie, co oznacza, że dwukrotnie z niego spadał. Trzeba go bacznie strzec, aby ponownie nie wylądował na bruku.

Był wybitnym działaczem gospodarczym, przyczynił się do uprzemysłowienia Śląska. Ale był też lojalnym urzędnikiem pruskiego rządu w czasach króla Fryderyka Wilhelma II – jednego z tych, którzy doprowadzili do wymazania Rzeczpospolitej z mapy Europy. W czasie ostatniej wojny hitlerowcy urządzali pod pomnikiem Redena swoje mityngi polityczne. Powrót Redena na cokół to krok odważny, ale też rodzący pytanie: jak daleko możemy posunąć się w odtwarzaniu symboliki wrogiego nam niegdyś państwa?

Nawet bardzo daleko, ale na razie wybiórczo – mówi prof. Andrzej Garlicki z Uniwersytetu Warszawskiego. Szczególnie na Górnym Śląsku, który dopiero od 80 lat – z wojenną przerwą – wpisuje się w historię Polski. – Powinniśmy zacząć od odkłamania historii, od uświadomienia, że dzieje Śląska to znaczna część historii Niemiec.

Mamy wszak w Warszawie plac im. Sokratesa Starynkiewicza, carskiego generała, prezydenta Warszawy od 1875 r., który wpisał się w historię miasta m.in. budową kanalizacji i wodociągów. Starynkiewicz nikomu nie przeszkadzał przed wojną, po niej, a także w ostatnich latach, kiedy zmieniano nazwy ulic. – Dobrze zasłużył się dla stolicy, a my chyba przestaliśmy sobie uświadamiać, że to był rosyjski generał – zauważa prof. Jerzy Szacki z UW.

Na cokole pomnika Redena podkreślono jego zasługi dla przemysłu Śląska – okazuje się jednak, że to za mało, aby postać sprzed blisko dwóch wieków przestała wywoływać polityczne emocje. – To wina białych plam w historii Śląska, więc zalecam wielką ostrożność w odtwarzaniu pomników – dodaje Szacki. – Jest tyle innych sposobów na upiększenie miasta.

Reden upolityczniony

Kiedy w połowie XIX w.

Polityka 41.2002 (2371) z dnia 12.10.2002; Historia; s. 70
Reklama