Wojna w Ukrainie przywraca dyskusję na temat pomnikowej spuścizny po PRL. Co z nią robić? Bezrefleksyjnie burzyć czy szukać dialogu społecznego?
Czesi mają nową pasję: z zaskakującym zapałem przebudowują swoją historię, obalając jedne pomniki i stawiając nowe.
Rozstrzygnięto konkurs na pomnik upamiętniający Bitwę Warszawską 1920 r. Już wcześniej wiedzieliśmy, gdzie stanie. Teraz wiemy też, co stanie. I mówiąc szczerze, szału nie ma.
Kanapowa, dziwaczna inicjatywa za sprawą deklaracji premiera Morawieckiego nagle stała się równie ważna, co układ sił w parlamencie.
Z im większą gorliwością stawiamy pomniki, tym brutalniej obchodzi się z nimi historia. Szczególnie w naszej części Europy.
Komplikacji prawnych jest wiele, ale organy ścigania sobie z nimi poradzą.
Spór o pomniki warszawskie zaczął się już od pierwszego postumentu świeckiego w nowej stolicy Polski: kolumny Zygmunta III Wazy.
Patrona ma 60 proc. szkół podstawowych, co trzecie liceum i co czwarta szkoła zawodowa. Miała ich połowa gimnazjów. Teraz jedni patroni wypierają innych.
Moskiewska narracja dąży do pokazania współczesnej Ukrainy jako pseudopaństwa, sztucznego tworu terytorialnego.
Burmistrz Bogatyni chciał zostać prekursorem weekendu ze śp. Lechem Kaczyńskim. Oniemiał nawet PiS.