Przejdź do treści
Reklama
Reklama
Kultura

Po co nam w Polsce powojenne pomniki. Niech runą?

Czołg T-34 w Gdańsku Czołg T-34 w Gdańsku Dominik Paszliński / Arch. pryw.
Wojna w Ukrainie przywraca dyskusję na temat pomnikowej spuścizny po PRL. Co z nią robić? Bezrefleksyjnie burzyć czy szukać dialogu społecznego?

Atak Rosji na Ukrainę sprawił, że wrócił temat pomników i monumentów powstałych w Polsce po wojnie. Wiele z nich upamiętnia współpracę polsko-radziecką, wiele jest z wojną związanych. Przez długi czas PRL funkcjonowały w przestrzeni miast, po 1989 r. nie dotknął ich w pełni proces dekomunizacji. Z czasem stały się przezroczyste i Polacy zaczęli mijać je obojętnie. Inaczej niż często w samej Ukrainie, gdzie wiele pomników zburzono. Jak chociażby monument Lenina, który przy bulwarze Tarasa Szewczenki w centrum Kijowa stał od 1946 r., a od 2009 stopniowo był niszczony. W 2013 przewrócono go za pomocą żelaznych lin i rozbito na kawałki.

Czytaj też: Mit Tarasa Szewczenki na Majdanie

Kontrowersyjny czołg

W Gdańsku dyskusję wywołał czołg T-34, który przy al. Zwycięstwa postawiono w kwietniu 1946 r. Karol Rabenda, radny PiS i wiceminister aktywów państwowych, nazwał go „pamiątką” po czasach sowieckich i zasugerował usunięcie. Od wybuchu wojny na czołgu pojawiały się naklejki w ukraińskich barwach, raz ktoś rozwiesił na nim ogromną ukraińską flagę. Do dyskusji odniosło się miasto, które o opinię postanowiło spytać środowiska kombatanckie i historyków z Muzeum Gdańska. I postanowiło zostawić czołg na swoim miejscu.

„Nie czyńcie zła i przykrości żołnierzom i ich rodzinom, którzy pielęgnują tradycje walki Polaków o niepodległą ojczyznę. Historia musi pozostać taką, jaką była, a nie pisana na potrzeby polityczne” – napisali w oświadczeniu przedstawiciele Związku Inwalidów Wojennych Rzeczypospolitej Polskiej w Gdańsku.

Reklama