Komu zasłoniło widok
Komu zasłoniło widok. Skomplikowana historia pomnika Lecha Kaczyńskiego w Lublinie
Zaskoczony był nawet sam Donald Tusk. O sprawę z pomnikiem Kaczyńskiego zapytany został na spotkaniu w Lublinie przez Janusza Wocia, jednego z twórców lubelskiej „Wyborczej”, dziś przedsiębiorcy. Zaczął od tego, że „jest wyborcą z miasta, które nie jest pisowskie”, i zapytał: „Jak mamy zrozumieć fakt, że PiS, pod parasolem lokalnej władzy samorządowej, zamierza nam tu wybudować największy w Polsce monument prezydenta Kaczyńskiego?”. „Ja też tego nie rozumiem” – odparł Tusk i dodał: „Powiem szczerze, było mi osobiście przykro, bo wydawało mi się, że jest to decyzja podyktowana jakimś koniunkturalizmem albo lękiem. Nie powinno tak być”.
Co zatem wydarzyło się w mieście, w którym klub prezydenta Krzysztofa Żuka z Platformy ma większość z 19 radnymi, podczas gdy PiS ma ich tylko 12, a za uchwałą zagłosowało 15?
Przy czym tempo „klepnięcia” na Radzie Miasta zgody na budowę pomnika było nadzwyczajne. I to w reprezentacyjnym miejscu, przy placu Teatralnym przed nowoczesnym Centrum Spotkania Kultur, tak że pomnik „wizualnie staje się przedłużeniem placu, na którym będzie można organizować zgromadzenia” – to z uzasadnienia wniosku o pomnik. Nie zgłosili go radni PiS, choć wystarczyłoby trzech, tylko sam prezydent Żuk. Do niego wpłynął wniosek „o podjęcie inicjatywy uchwałodawczej dotyczącej zmiany uchwały z 2018 r. w zakresie lokalizacji pomnika oraz w zakresie zmiany wizerunku pomnika, który w nowej formie będzie przedstawiał tylko postać śp. Prezydenta Lecha Kaczyńskiego”.
Wspomniana uchwała z 2018 r. dotyczyła pomnika Marii i Lecha Kaczyńskich, który zgłosiła radna Małgorzata Suchanowska z PiS. Miał stanąć na placyku im. Lecha Kaczyńskiego. Projekt szedł drogą wyznaczoną uchwałą „o zasadach wznoszenia pomników” z 2013 r.