Wieczór wyborczy po drugiej turze wyborów prezydenckich 12 lipca. PiS świętuje zwycięstwo Andrzeja Dudy w amfiteatrze Domu Polonii w Pułtusku. Kamery pokazują liderów PiS, którzy tuż przed sceną oklaskują prezydenta. Pod nieobecność Jarosława Kaczyńskiego uwagę skupia premier Mateusz Morawiecki. Po jego prawicy Beata Szydło. Jednak z lewej strony szefa rządu nie ma Joachima Brudzińskiego, szefa sztabu Andrzeja Dudy, który stanął w drugim rzędzie, ani ministra obrony Mariusza Błaszczaka czy szefa komitetu wykonawczego PiS Krzysztofa Sobolewskiego, którzy także wychylali się gdzieś zza pleców Szydło. Obok Morawieckiego, przed samym obiektywem kamery widać łysiejącego mężczyznę, z przyklejonym do twarzy jowialnym uśmiechem. Energicznie oklaskuje przemawiającego prezydenta.
Wnikliwy obserwator życia politycznego rozpoznałby w nim tego samego mężczyznę, który w sztabie PiS podczas ogłaszania wyników wyborów parlamentarnych w 2019 r. także siedział w pierwszym rzędzie, niedaleko prezesa. Byłby też zdziwiony, kim jest ten niepozorny człowiek i jaką ma pozycję.
Pan od Popiełuszki
Cofnijmy się do pierwszych miesięcy prezydentury Andrzeja Dudy. 11 listopada 2015 r. prezydent przyjechał na stołeczny plac Na Rozdrożu, by złożyć kwiaty pod pomnikiem Romana Dmowskiego. Najpierw przywitał się z narodowcami spod znaku prorosyjskiego Stronnictwa Narodowego im. Dmowskiego i ukłonił się przed sztandarem SND trzymanym przez jego prezesa, Ludwika Wasiaka. Gest zdumiewający, zważywszy na jego stosunek do Władimira Putina i jego polityki. Nieco ponad rok wcześniej, tuż po aneksji Krymu, Wasiak chwalił rosyjskiego przywódcę za akt agresji na Ukrainę. Ten sam prezes SND nazwał prezesa PiS naczelnikiem, które to określenie tak mocno później do niego przylgnęło.
Innym uczestnikiem tego wydarzenia był Ryszard Walczak, ten nieznany towarzysz premiera z wieczoru wyborczego Andrzeja Dudy.