Ledwie zawiązał się nowy Sejm, a już zaczęły się w klubach rozłamy, wyodrębniły się rozmaite frakcje i frondy. W SLD ujawniła się niezadowolona frakcja śląska; w Unii Pracy kontestująca prozachodnią politykę rządu młodzieżówka; swoją frustrację manifestują także upolitycznione kobiety, które uważają, że je obietnicami przedwyborczymi oszukano. W PSL kotłuje się, co widać i słychać, a poseł, który w imieniu współrządzącego stronnictwa skrytykował plan budżetowy rządu, został następnie zdymisjonowany, czy też sam się zdymisjonował, co pozostało do końca niejasne. Dalej, Platforma Obywatelska i wyjście kilkumandatowej grupy Balazsa. Z Ligi Polskich Rodzin z kolei wyszedł Jan Olszewski. Teraz wszyscy czekają na ruchy w Prawie i Sprawiedliwości, o czym mówi się w kuluarach. Przewodniczący Samoobrony wszystkich wątpiących po prostu wyrzuca ze swojej partii i tylko w ten sposób umacnia ją wewnętrznie.
O czym to świadczy? Oczywiście o tym, że polityka po wyborach rządzi się innymi prawami niż w czasie kampanii wyborczej. Teraz nadchodzi czas liczenia strat i zysków, także szykowanie się do wyborów następnych, zwłaszcza do najbliższych – samorządowych. Najbliższe miesiące i lata będą trudne, to wiadomo, nie wszyscy są gotowi do podjęcia politycznego ryzyka, do znajdowania jasnych odpowiedzi na trudne pytania, chętniej od tej odpowiedzialności uciekają w stronę populizmu i w krytykę wszystkiego „na wszelki wypadek”. Może tak dlatego też jest, że nadal nie wiadomo, jaki jest charakter polityczny wielu partii parlamentarnych. Liderzy partii i klubów stają przed ważną próbą: pozbyć się kontestatorów osłabiając się liczebnie, ale wzmacniając jednolitość ugrupowań, czy też szukać kompromisów z frakcjami we własnych szeregach. Pamięć o tym, co przytrafiło się AWS-owi, sugerowałaby raczej wybór strategii samooczyszczania.