Nieprzypadkowo pierwsze skrzypce w tym koncercie grają posłowie PSL. Oni to najgłębiej chcą sięgać do kieszeni lepiej zarabiających, ponieważ ich elektoratu podatek PIT nie dotyczy, gdyż rolnicy nie płacą go w ogóle. W sytuacji, gdy finanse publiczne są w stanie kryzysu i jednym z elementów ich reformy powinno być objęcie podatkiem PIT gospodarstw towarowych, a więc najbogatszych – SLD nie ma odwagi tej sprawy poruszyć, gdyż groziłoby to rozpadem koalicji.
Ale nie tylko w kwestii uchronienia swego elektoratu przed fiskusem PSL ma sporo do wygrania. I przyznać należy, że gra po mistrzowsku, czego przykładem było bulwersujące wystąpienie posła Dariusza Grabowskiego, który – w imieniu PSL – ostro skrytykował projekt rządowy. Nie wydaje się, że był to wybryk niekontrolowany. Raczej, podobnie jak późniejsze wykluczenie posła z klubu, element zaplanowanej większej całości. Grabowski krytykował m.in. projekt opodatkowania dochodów z lokat bankowych i w interesie najuboższych postulował ustanowienie kwoty oszczędności wolnej od podatku.
Wicepremier Marek Belka uprzedzał, że otwarto by w ten sposób wrota, przez które uciekliby od obciążeń wszyscy, rozlokowując pieniądze w różnych bankach. Działacze PSL potrafią odeprzeć i ten argument. Marek Sawicki stwierdził na drugi dzień, że gdyby podatek naliczały nie banki, jak się planuje, ale podatnicy, wypełniając zeznania, to musieliby uwzględnić całą sumę oszczędności.
Nie jest ważne, że skontrolowanie tego nie byłoby możliwe. Przy takim rozwiązaniu nieopodatkowane pozostałyby lokaty rolników, którzy formularzy PIT nie wypełniają. Podobnie jak nie uderzy ich po kieszeni wyłączenie z podatku składki na zdrowie powyżej progu 7,75 proc.