Archiwum Polityki

Czarny księżyc

Gdy 10 lat temu Witold, syn Marii Kuncewiczowej, chciał oddać państwu dom matki niemal za darmo, nikt nie był zainteresowany. Dziś, gdy oszacował jego wartość na 650 tys. dolarów i postanowił sprzedać, podniósł się lament. Nie wiadomo, jakie będą losy Kuncewiczówki, która stanowi fragment legendy Kazimierza Dolnego nad Wisłą i której wartości kulturowej i sentymentalnej nie sposób oszacować.

Maria i Jerzy Kuncewiczowie zaczęli przyjeżdżać do Kazimierza na początku lat 20. Miasteczko, choć już wtedy przyciągało warszawską bohemę, nie było jeszcze świadome własnej urody i ważności.

„Przyjaciółka odsuwała dzieci, kozy, unosiła w górę lub przydeptywała druty kolczaste, czarowała psy. Ludzie wyglądali zza niziutkich okien, odprostowywali grzbiety i patrzyli obojętnie, jak idziemy pośrodku ich życia. Niektórzy kłócili się, jakaś matka biła swojego chłopaka, piekarz wietrzył chleb na stojaku, o który czochrało się cielę. (...) Wdrapałyśmy się po darniowych schodach na wzgórze, gdzie oczekiwałam cmentarza, tak żałobnie szumiały stamtąd brzozy. Na ostatnim stopniu dymił ceber z obierzynami, pośród brzóz wylegiwała się maciora, zapach jabłek i gnoju wskazywał na domostwo. Przyjaciółka stanęła; odetchnąwszy głęboko rzekła: – Tu powinnaś zamieszkać. (...) Osiadłam w chałupie na bezdrożu z pękiem kluczy od stodół i chlewów, dawno strawionych przez pożary. Zaczęła się męczarnia przemocy. Drzewa, krzewy i badyle tworzyły naokoło jeden kłąb zieleni; musiałam trzebić, deptać, rozdzierać” – tak wspomina pisarka pierwsze spotkanie ze swoim miejscem na ziemi. Ową przyjaciółką była plastyczka Irena Lorentowicz, wówczas już stała bywalczyni Kazimierza.

Centrum świata, miejsce powrotów

Wkrótce nieopodal chałupy Kuncewiczowie zaczęli budować swój dom; solidny, z drewna i kamienia, z kaflowymi piecami, kryty gontem, otoczony brzozowym laskiem. Planowali, że będzie to siedziba pokoleń, miejsce, które zostanie w rodzinie na zawsze. Dla pisarki urodzonej w głębi Rosji, pochodzącej z rodziny tułaczy, zesłańców i emigrantów, było to szczególnie ważne. Dom był dla niej nie tylko scenografią życia, ale centrum świata, kotwicą, miejscem powrotów.

Polityka 46.2001 (2324) z dnia 17.11.2001; Kultura; s. 62
Reklama