Archiwum Polityki

Ratować trzeba do końca

W poniedziałek o godz. 9.24 na powierzchnię kopalni Halemba w Rudzie Śląskiej należącej do Kompanii Węglowej, najgłębszej kopalni w kraju, wyjechał Zbigniew Nowak, górnik metaniarz. 12 marca skończy 31 lat. Ojciec Hans Nowak, emerytowany górnik, nie krył łez: – Jak w dniu, kiedy się Zbyszek urodził – mówił uradowany. Pod zawałem przeżył 111 godzin. Pracujące bez przerwy od tragicznej środy zastępy ratowników musiały przebić się przez 250 m skał, węgla i zmiażdżonej konstrukcji chodnika. Ratownik, który pierwszy do niego dotarł, krzyknął, że siedzi jak pod biurkiem. Po nim pod to „biurko” wsunął się lekarz. Pierwszy sygnał ratownicy odebrali w sobotę z nadajnika znajdującego się w lampie górniczej. Oznaczało to, że w katastrofie nie została ona uszkodzona (górnicze nadajniki mogą wysyłać sygnały przez siedem dni). To wzmogło nadzieję.

– Cudowne ocalenie, bo jak to inaczej nazwać, Zbigniew Nowak zawdzięcza przytomności umysłu – mówi Zbigniew Madej z Kompanii Węglowej. Kiedy w poprzednią środę nastąpiło silne tąpnięcie, zdołał skryć się w tej szczelinie. Pierwszy lekki wstrząs spowodował, że z tego rejonu wycofano 30 górników. Został Nowak i sztygar zmianowy, aby kontrolować stężenie metanu. Wtedy ponownie zatrzęsło chodnikiem. Sztygarowi udało się wyrwać, ze złamaną nogą, spod zawału. Na szczęście też zawał nie zniszczył urządzeń wentylacyjnych. Do uwięzionego 1030 m pod ziemią górnika dochodziło powietrze, które równocześnie wypychało metan. W naszym górnictwie obowiązuje zasada, że bez względu na okoliczności wypadku pod ziemią (tąpnięcie, pożar) akcję ratowniczą prowadzi się do końca i w przeświadczeniu, że idzie się na pomoc żywemu człowiekowi.

Polityka 9.2006 (2544) z dnia 04.03.2006; Ludzie i wydarzenia; s. 16
Reklama