Archiwum Polityki

Krótki kurs języka PiS

Pojawił się nowy język w polskiej polityce, język PiS. Trzeba się go dobrze nauczyć, aby móc zrozumieć, co się w ogóle dzieje. Bo jest to już język niejako urzędowy, w nim wypowiada się partia i rząd, a przejmują go powoli ugrupowania stabilizacyjne.

Język PiS ma swoje podstawy i zasadnicze reguły. Postaramy się je przybliżyć, pokazując to na przykładach. Mowa władzy jest zresztą stale udoskonalana, ma już kilka odmian. Mówi się Kaczyńskim (wersja kanoniczna), Gosiewskim (wersja uproszczona), Lipińskim (wersja teoretyczna), Dornem (wersja bojowo-refleksyjna) albo Marcinkiewiczem (wersja promocyjna), ale „gramatyka” jest zaskakująco wspólna.

Zasada I: winny zawsze ktoś inny

Trzeba mieć przeciwnika jako punkt odniesienia, bo łatwiej tańczy się wokół drążka. PiS od wielu tygodni buduje swoją argumentację na tym, że Platforma Obywatelska nie chce wspólnej koalicji rządowej. Stała się kozłem ofiarnym. Niemal w każdym wywiadzie polityka PiS można odnaleźć ten wywód: owszem, wchodzimy w nieciekawe może alianse, popieramy – bez entuzjazmu – pewnych ludzi, ale to wina PO, która nie potrafiła pogodzić się z przegraną. Wszystkie łamańce w parlamencie, manipulowanie budżetowymi datami, handlowanie ustawami, straszenie skróceniem kadencji PiS robi wyłącznie z powodu obstrukcji PO. Takie moralne alibi przedstawił Jarosław Kaczyński: „Pakt stabilizacyjny był odpowiedzią na sytuację, w której Platforma Obywatelska (...) popadła wobec nas w stan chorobliwej agresji”. Także brat-prezydent w swoim orędziu 13 lutego nie omieszkał obciążyć PO odpowiedzialnością za dzisiejszy kryzys parlamentarny. W rezerwie pozostają jeszcze dwa podkozły: LPR i Samoobrona.

Większe niż w dniu wyborów poparcie dla PiS sugeruje, że sporą część społeczeństwa dało się do tej wersji przekonać. To ważna reguła każdego języka propagandy: powtarzać, aż uwierzą.

Zasada II: ometkować

Artur Schopenhauer w opublikowanej już w 1830 r. „Erystyce, czyli sztuce prowadzenia sporów”, ponazywał różne nieuczciwe chwyty retoryczne, mające służyć wykazaniu swojej racji, nawet jeśli wiemy, że jest ona po stronie przeciwnika.

Polityka 9.2006 (2544) z dnia 04.03.2006; Kraj; s. 28
Reklama