Archiwum Polityki

Spółdzielcze triki

Budują coraz mniej i coraz częściej upadają. Korzystają z przywilejów i uciekają przed odpowiedzialnością. Spółdzielnie są dziś inwestorem, któremu strach powierzyć pieniądze.

Ceny mieszkań były, jak na Warszawę, umiarkowane (950 dol. za metr), a lokalizacja domu znakomita: cicha uliczka, w pobliżu stacja metra Służew. Tempo robót też zapowiadało się świetnie. W umowie podpisanej 9 września 2002 r. przez Andrzeja Szelińskiego ze spółdzielnią Domena czytamy: „Termin przekazania do eksploatacji to lipiec 2003 r.”. Spółdzielnia podawała kupującym mieszkania przy ul. Studenckiej 31 różne daty zakończenia inwestycji, ale rezultat był zawsze taki sam: do dziś żaden kolejny termin nie został dotrzymany.

Umowy nie przewidują odpowiedzialności spółdzielni za opóźnienia: odszkodowania mogą być wypłacane tylko z kar umownych obciążających wykonawcę budynku. Szkopuł w tym, że według wykonawcy to Domena winna mu jest pieniądze. – Spółdzielnia miała nam płacić za roboty co miesiąc, ale nie dostaliśmy w terminie pieniędzy nawet za pierwsze faktury. W grudniu 2004 r. zaległości, łącznie z odsetkami, sięgały prawie dwóch milionów złotych. Dlatego wstrzymaliśmy roboty – mówi Jarosław Zastawny, prezes Por-Budu, wykonawcy domu przy Studenckiej.

Na razie Arbitrażowy Sąd Gospodarczy uznał roszczenia Por-Budu: spółdzielnia powinna mu zapłacić 2,1 mln zł. Ale płacić nie zamierza. Sprawę rozstrzygnie sąd.

Zarząd Domeny powodu do niepokoju nie ma. Opóźnienie inwestycji ujdzie mu płazem. Kupujący mieszkania nie skrzykną się, nie zmienią władz spółdzielni: nie są jej członkami. Domena buduje dla ludzi z zewnątrz, członkami spółdzielni mogą być po otrzymaniu kluczy do mieszkań. – Takie rozwiązanie to częsty trik proceduralny. Kupujący mieszkania zostają członkami spółdzielni na 3 miesiące przed ustanowieniem odrębnej własności lokali, żeby nie mieli wpływu na działalność spółdzielni, która bierze od nich, ile się da.

Polityka 9.2006 (2544) z dnia 04.03.2006; Gospodarka; s. 42
Reklama