„Nikt nas nie lubi” – mówią bohaterowie filmu węgierskiego reżysera Nimroda Antala „Kontrolerzy”, który zdobył nagrodę publiczności na 20 Warszawskim Festiwalu Filmowym. Pan Piotr, który od 12 lat pracuje jako kontroler w warszawskiej komunikacji, przyznaje, że taką pracę także trudno polubić. Trzeba się raczej przyzwyczaić. Kanarem został z konieczności, gdy jego budka gastronomiczna z opiekanymi kurczakami poległa w zderzeniu z gigantem KFC. Dawni klienci, wśród których było kilku kontrolerów, zaproponowali: spróbuj. Nie miał innych propozycji i tak już zostało.
– Ludzie ciężko poddają się kontroli. Bywają agresywni, niewdzięczni, obrażają się – opowiada. – Trzeba mieć sporą odporność na stres. Mam chyba tylko jednego kolegę, który wykonuje tę pracę z zamiłowaniem. To dawny ormowiec i policjant. Bez kontrolowania nie mógłby żyć. Lubi pouczyć, zdyscyplinować, przywołać do pionu. Drażnią go młodzi ludzie i często powtarza, że gdyby był prezydentem, to by z nimi zrobił porządek.
Klawisz i artysta
Pan Piotr przyznaje, że lata wykonywania zawodu polegającego na kontrolowaniu innych wzmagają w człowieku podejrzliwość. Dziś już intuicyjnie po zachowaniu pasażerów widzi, kto ma bilet, a kto go nie ma. To się przekłada na życie domowe. On, a nie żona, intuicyjnie wyczuł, że ich nastoletnia córka „zdefraudowała” na ciuchy pieniądze, które dostała na opłacenie szkolnych obiadów.
Olga Pilinow z Polskiego Towarzystwa Psychoterapii Psychoanalitycznej miała wśród swoich pacjentów księgowych i audytorów bez „predyspozycji kontrolnych”, którzy najpierw starali się traktować swoją profesję jako wyzwanie intelektualne, ale szybko się wypalali. Mówili, że ciągłe kontrolowanie drenuje ich osobowość.