W pierwszych tygodniach sprawowania urzędu premier Leszek Miller mocno podpadł swoim zwolenniczkom, według których puste okazały się przedwyborcze deklaracje SLD o zwiększeniu udziału kobiet w rządzeniu państwem. Żadna nie została wojewodą i na palcach obu rąk można było policzyć te, które dostały posady w rządzie. Przedstawicielki organizacji kobiecych spotkały się z premierem, który obiecał poprawę. Dziś na stanowiskach, których obsada zależy od podpisu premiera, znaleźć można już ponad trzydzieści kobiet.
Polityka
40.2002
(2370) z dnia 05.10.2002;
Ludzie i wydarzenia;
s. 14