Warszawa, Bemowo, ulica Kocjana, dawny koszarowy budynek przekształcony w najpilniej strzeżoną salę sądową. Atmosfera wojenna: konwój na sygnale, antyterroryści z bronią gotową do strzału, policjanci co kilka metrów. Nadjeżdża najlepiej chroniony człowiek w Polsce, były gangster, teraz główny świadek oskarżenia przeciwko grupie pruszkowskiej Jarosław Sokołowski ps. Masa. Wkracza na salę sądową. Jego zeznania są utajnione, dziennikarze i widzowie pozostają za zamkniętymi drzwiami.
Z przecieków wiadomo, że Masa znów został obrzucony błotem przez byłych kompanów. Nazywają go mordercą, narkomanem, kłamcą, zdrajcą. Ich obrońcy znów wzięli świadka w krzyżowy ogień pytań, aby zdemaskować jego niewiedzę. Ale Masa – to już jasne – ma dobrą pamięć: sypie faktami, datami, nazwiskami, wymienia kwoty. Dla ludzi z ławy oskarżonych to wiedza groźna jak wyrok. Dlatego robią wszystko, aby skompromitować Sokołowskiego w oczach Wysokiego Sądu.
Atak na instytucję świadka koronnego to stały element każdego procesu z udziałem tzw. skruszonych przestępców. Adwokaci i ich klienci próbują dowieść, że świadkowie kłamią, grają role narzucone przez policjantów i prokuratorów albo że popełnili czyny dyskwalifikujące ich jako koronnych. Zgodnie z ustawą, świadkami koronnymi nie mogą być osoby, które popełniły zabójstwo, współdziałały z zabójcami lub podżegały do zabójstwa oraz zakładały lub kierowały zorganizowaną grupą przestępczą.
Według gangsterów z procesu bemowskiego, Masa zlecił zabójstwo Wojciecha K. ps. Kiełbasa i sam był bossem gangu. Obciążają go też udziałem w zabójstwach Nikodema S. ps. Nikoś, Andrzeja K. ps. Pershing i gen. Marka Papały. Ale te zarzuty to strzały w płot, bo sąd już dopuścił dowód w postaci jego zeznań.
Podwójna gra Masy
Jarosław Sokołowski działał w grupie pruszkowskiej od lat 80.