Archiwum Polityki

Lot koszący

Wpoprzednim (39) numerze „Polityki”, w rubryce Niskie loty, Mariusz Czubaj wyraża swe jak najsłuszniejsze (choć nieco młodzieńcze) zdumienie przebiegiem spotkania warszawskiej publiczności literackiej z Dorotą Masłowską. „Podczas tej osobliwej promocji 19-letnią pisarkę pytano o wszystko, tylko nie o istotę jej »Wojny polsko-ruskiej pod flagą biało-czerwoną«”. Publiczność nurtowały natomiast kwestie typu: „Bozia jest be czy cacy?” oraz jeszcze głupsze. „Autorce – powiada Czubaj – wypada życzyć, by w takich imprezach, na wyrost okrzykniętych wydarzeniami literackimi, uczestniczyła jak najrzadziej”. Chyba jak najczęściej, poczciwa warszawska publika literacka nie ma wprawdzie tej skali rzężenia co wejherowscy dresiarze, ale i jej rzężenie może być godne literackiego uwiecznienia. Warszawskie spotkanie z Masłowską nie było wydarzeniem literackim, być może jakieś inne spotkanie z Masłowską będzie wydarzeniem literackim, szczerze w to wątpię. Spotkania literackie prawie nigdy nie bywają wydarzeniami literackimi, prawie zawsze są wydarzeniami kuriozalnymi. Jak nie w kilkuset, to w kilku spotkaniach literackich brałem w życiu udział, z najwyższym trudem wyliczam dwa albo trzy, które może były wydarzeniami, a i to pewnie z powodów fałszywie sentymentalnych: bo za młodu to było, bo pewien dawno zmarły klasyk czytał wtedy wiersze. Dominuje w pamięci monotonna aura paranoi, rytualnie wytwarzana na takich zebraniach przez zawsze tam obecnych rozmaitych poszkodowanych na umyśle, a garnących się do literatury maniaków, dominuje aura towarzyskości, bo też raczej życie towarzyskie, w najlepszym razie: towarzysko intelektualne, a nie spór umysłowy jest tu zasadą.

Polityka 40.2002 (2370) z dnia 05.10.2002; Pilch; s. 102
Reklama