Archiwum Polityki

Zły rabin

Marrakesz jest nazwą, która brzmi apetycznie, pachnie egzotyczną przygodą. Jeśli dodać jeszcze, że leży u stóp gór Atlasu, był kiedyś stolicą Maroka (które ponoć nazywano wówczas Marrakeszem) i mieści największe pałace, w których król zaprasza gości na kolację, to wszystko składa się na pociągające zaproszenie na Festiwal Filmowy, który powstał przed rokiem i przeżywa już drugą edycję. Organizacją festiwalu zajęli się w głównej mierze Francuzi i dzięki ich pośrednictwu udało się pozyskać obecność Francisa Forda Coppoli, Davida Lyncha i licznych francuskich gwiazd, od Catherine Deneuve po Jeanne Moreau. Sfrustrowani koledzy filmowcy z Maroka dawali wyraz niezadowoleniu, że pieniądze królewskie (czyli narodowe) idą na galowe przyjęcia i bankiety, które relacjonują liczne telewizje różnych krajów. Ale kiedy policzyć, można zauważyć, że koszt festiwalu nie przekracza budżetu jednego filmu, a Maroko potrzebuje promocji, ponieważ żyje z turystyki, a w proporcji do budżetów promocyjnych festiwal filmowy to taniocha, za którą osiąga się rozgłos i rozpowszechnia przekonanie, że kraj jest bezpieczny, mimo że muzułmański i można go odwiedzać bez obawy.

Muzułmańskość była zamierzonym tłem dla planowanej debaty o dialogu religii i kultur. Organizatorzy zaprosili do rozmowy postacie pierwszego garnituru. W Marrakeszu pojawił się wieloletni minister kultury Jack Lang, filozof Bernard-Henri Lévy i pomocniczy biskup Paryża Jean-Michel di Falco. Niestety, w ostatniej chwili temat uległ zmianie. Z dialogu religii i kultur zostały rozważania o demokracji i przemocy w kulturze. Jak podano za kulisami, Maroko ma niedługo wybory i temat okazał się zbyt wybuchowy, niemniej już dobór panelistów spowodował, że w dyskusji powracało pytanie o to, czy taki dialog ma sens i czy w ogóle jest możliwy.

Polityka 40.2002 (2370) z dnia 05.10.2002; Zanussi; s. 105
Reklama