Bez wątpienia literatura może wyjaśnić procesy społeczne w doskonalszy sposób niż nauka. Kluczem do dziewiętnastowiecznej Rosji nie są książki historyczne, ale dzieła Gogola, Tołstoja, Dostojewskiego, Turgieniewa i Czechowa. Czy moglibyśmy zrozumieć Francję XIX wieku bez Balzaka, Stendhala, Flauberta? Tylko wyobraźnia umożliwia zrozumienie społeczeństwa i historii; bez niej mamy do czynienia wyłącznie z katalogiem faktów. Nie sądzę, by zmniejszyła się siła i rola społeczna literatury – przynajmniej nie dotyczy to Ameryki Łacińskiej. Literatura jest spoiwem naszych społeczeństw. Latynosi nie wierzą w politykę ani w sukces gospodarczy, dlatego odwołują się do kultury jako jedynej gwarancji tożsamości i historycznej ciągłości naszych krajów. Kultura latynoamerykańska jest synkretyczna, metyska, „nieczysta”. Nie wierzę w kultury „czyste”, kultura powstaje w procesie permanentnej komunikacji. Społeczeństwa latynoamerykańskie są pluralistyczne, wykorzystują najlepsze cząstki wielu kultur. Ameryka Łacińska ma korzenie indiańskie, afrykańskie i iberyjskie, co pozwala jej czerpać z dziedzictwa śródziemnomorskiego – Grecji, Rzymu, świata żydowskiego i arabskiego. Z tych bogatych składników można stworzyć kulturę na miarę XXI wieku.
Literatura polska? Zawsze podziwiałem Gombrowicza. Miałem szczęście przeczytać „Ferdydurke”, jedną z dziesięciu najważniejszych powieści XX wieku. „Ferdydurke” porównywano z „Don Kichotem” – dla mnie jest to przede wszystkim powieść komiczna, która w radykalny sposób rozważa problem młodości i starości. W Ameryce Łacińskiej czytaliśmy z wielkim entuzjazmem Andrzejewskiego, Witkiewicza, Schulza, Brandysa, Mrożka.