Archiwum Polityki

Do góry dnem

Jeszcze dwa lata temu szczecińskim stoczniowcom wszyscy zazdrościli: prestiżu firmy, zarobków, bezpiecznego miejsca pracy. Dziś na pochylniach i przy nabrzeżach straszą niewykończone statki, robotnicy miast pracować wiecują, a prywatny holding w praktyce został przejęty przez Skarb Państwa. To pierwsza – w tak wielkiej skali –renacjonalizacja majątku narodowego. Gdzie tkwi błąd?

Praca stoczni została wstrzymana na początku marca. Przyczyną była utrata płynności finansowej. Banki, które do tej pory nie odmawiały pieniędzy opromienionemu sukcesem minionych lat prezesowi Krzysztofowi Piotrowskiemu, od października 2001 r. twardo mówią „nie”. A bez banków lub oparcia w innych i to silnych instytucjach finansowych statków budować się nie da. Jeden statek kosztuje bowiem kilkadziesiąt milionów dolarów.

Stocznia Szczecińska, przez kilka lat osiągająca dobre wyniki, ubiegły rok zamknęła stratą ok. 90 mln zł. Pisaliśmy już o spadku cen statków, o wysokim kursie złotego, niekorzystnym dla eksporterów, ale także o błędach, jakich nie tłumaczą tzw. trudności obiektywne (POLITYKA 9). Pierwszy zorientował się w sytuacji BRE Bank i zażądał, by stocznia wykupiła swoje obligacje na kwotę ponad 50 mln zł. – Mieli prawo, tylko czy nie mogli nas potraktować bardziej po ludzku, rozłożyć to w czasie – komentuje prezes Piotrowski. Podobno twarda postawa BRE, który wówczas odzyskał część należności, zwróciła uwagę innych banków-wierzycieli na to, że ich pieniądze są zagrożone.

Tak się składa, że prezes BRE Wojciech Kostrzewa w 1991 r. jako szef Polskiego Banku Rozwoju, cudowne dziecko naszej bankowości, pomógł prezesowi Piotrowskiemu wyprowadzić stocznię z podobnej zapaści. Wsparł kredytem zapoczątkowany przez Piotrowskiego proces gruntownej restrukturyzacji przedsiębiorstwa. Wtedy też po raz pierwszy w polskim przemyśle okrętowym zastosowano technikę zwaną finansowaniem projektu. Duży bank albo kilka banków udziela kredytu na budowę konkretnego statku, który staje się dla kredytodawcy zabezpieczeniem wydatkowanych pieniędzy. To rozwiązanie przyjęło się także w innych naszych stoczniach. Pozwala bankom kontrolować koszty, sposób wydatkowania kolejnych transz kredytu oraz postępy budowy.

Polityka 21.2002 (2351) z dnia 25.05.2002; Gospodarka; s. 66
Reklama