Archiwum Polityki

Zmęczenie Marianem

Elitę Solidarności ogarnęła przedwyborcza gorączka. Przewodniczący Krzaklewski po raz pierwszy od 11 lat będzie musiał stanąć w szranki z rzeczywistymi, a nie pozornymi rywalami. Ale to wcale nie koniec kłopotów.

Słyszę, że jeżeli nie dojdzie do zmiany, to nie mam po co wracać do Elbląga – mówi Mirosław Kozłowski, przewodniczący niewielkiego regionu elbląskiego, delegat na zwołany na 26–28 września do Warszawy zjazd związku. – Niekoniecznie chodzi tu o osobę, bardziej o zmianę wizerunku związku – objaśnia Piotr Duda, szef największego regionu śląsko-dąbrowskiego. – Wyczerpała się formuła, której uosobieniem był Marian Krzaklewski – twierdzi Józef Niemiec, jeden z trzech wiceprzewodniczących Komisji Krajowej „S”, a zarazem kontrkandydat. – Ze względu na niego związek jest wciąż odbierany jako instytucja polityczna. Sądzę, że związkowcy chcieliby zobaczyć na czele kogoś, komu nie można przypiąć etykiety, że był politykiem.

Jedenaście lat to długo, zważywszy tempo i skalę przeobrażeń, jakim podlega polska rzeczywistość. W 1991 r. podczas III Zjazdu „S” Krzaklewski, niemal nieznany szerszej publiczności członek prezydium Komisji Krajowej, okazał się czarnym koniem. W myśl zasady, gdzie dwóch się bije, tam trzeci korzysta, wyeliminował etosowe pomniki – Bogdana Borusewicza i Lecha Kaczyńskiego. Żeby było śmieszniej, ten ostatni przegrał, bo się obawiano, że na spółkę z bratem bliźniakiem nadmiernie upolityczni związek.

Solidarność miała wtedy 2,5 mln członków. Od tego czasu ich liczba spadła poniżej miliona. Sam Krzaklewski mówi o 900 tys. Według badań CBOS, w 1991 r. przynależność do NSZZ „S” deklarowało 9 proc. dorosłych mieszkańców naszego kraju, obecnie czyni to zaledwie 2 proc. Jeszcze w czerwcu 1998 r. działalność „S” pozytywnie oceniało 34 proc. ankietowanych, a 4 lata później w czerwcu 2002 r. tylko 13 proc. Z uczestnictwa w powstałej pod egidą Krzaklewskiego Akcji Wyborczej Solidarność, z przegranej przewodniczącego w wyborach prezydenckich związek wyciągnął wniosek, że polityka dobrze mu nie służy i trzeba się z niej wycofać.

Polityka 39.2002 (2369) z dnia 28.09.2002; Kraj; s. 28
Reklama