Z okazji rozpoczęcia roku szkolnego niektóre gazety uznały za swój obowiązek poinformowanie o sprawie wydawałoby sie prywatnej: wnuczka premiera została zapisana do pierwszej klasy elitarnej i kosztownej szkoły podstawowej w Wilanowie, a nie np. w Mąchocicach Scholasterii w województwie świętokrzyskim, gdzie jej dziadek inaugurował w tym czasie rok szkolny. Dziennikarka „Życia Warszawy” Karolina Woźniak wyciąga wniosek: „Premier Leszek Miller, pozwalając na taki wybór syna, nie wierzy więc chyba w programy własnych ministrów”. Pani redaktor słusznie się oburza – sześcioletnia Monika powinna płacić za grzechy Millera, Buzka, Handkego oraz wszystkich ojców i dziadów reformy oświaty. Za karę powinna dojeżdżać gminnym autobusem albo codziennie chodzić do Mąchocic, zamiast być dowożona mikrobusem do luksusowej szkoły w Wilanowie. To dobrze, że dzieci i wnuki osób publicznych odpowiadają do trzeciego pokolenia. Niech odpokutują za grzechy przodków, a czyż może być grzech większy niż w demokratycznym kraju być premierem? Chyba tylko zostać prezydentem. Gdyby Monika została zapisana do szkoły w Mąchocicach, mówiono by, że to cyniczny krok rodziny Millerów przed wyborami samorządowymi. Jeszcze trochę, a będą żądali powrotu Agaty Buzek z Paryża. Nie o takie Polske walczylyśmy, żeby rodzice i dziadkowie posyłali dzieci dokąd chcą. Lepiej przepić. I to w żadnym wypadku Absolutem ani Finlandią, tylko naszą jagodzianką. „Mniej doktoratu – więcej denaturatu!”, a nikt nie będzie miał za złe. (Pass)