Na Hampden Park piłkarze Realu Madryt raz już zdobyli Puchar Europy. 42 lata temu Hiszpanie pokonali w finale Eintracht Frankfurt aż 7:3 i sięgnęli wówczas po prestiżowe trofeum po raz piąty z rzędu. Ani wcześniej, ani później w finale europejskich pucharów nie padło tyle bramek, a mecz do dziś uważany jest za jeden z najpiękniejszych finałów w historii europejskich pucharów.
Wysokie progi
Okazja na już dziewiąty w historii tytuł najlepszej klubowej drużyny Starego Kontynentu nadarza się przednia. Niemiecki rywal bowiem to wprawdzie żaden słabeusz, ale też gdzie Bayerowi Leverkusen do tradycji i sławy Realu!? Przecież piłkarski zespół z 200-tysięcznego miasta w kraju związkowym Nadrenia Północna-Westfalia, w którym ponad połowa dorosłych mieszkańców pracuje w Bayer AG, firmie kojarzącej się w Polsce przede wszystkim z aspiryną, a produkującą także – oprócz lekarstw – włókna sztuczne, farby, kwas siarkowy, środki ochrony roślin i inne chemikalia, jeszcze nigdy nie był nawet mistrzem Niemiec, a w tym sezonie wypuścił z rąk upragniony tytuł w ostatniej chwili.
Owszem, Bayer – z Polakiem Andrzejem Buncolem w składzie – zdobył w 1988 r. Puchar UEFA, ale jeszcze kilka miesięcy temu wydawało się, że finał Ligi Mistrzów to dla drużyny trenera Klausa Toppmoellera za wysokie progi. Tymczasem, grając pięknie dla oka i skutecznie zarazem, co niemieckim zespołom zdarza się bardzo rzadko, Bayer eliminował kolejno futbolowych potentatów: Juventus Turyn, Arsenal Londyn, Liverpool i Manchester United. Przypomnijmy, że trzecia drużyna Bundesligi w sezonie 2000/2001 musiała uczestniczyć w kwalifikacjach do Ligi Mistrzów i w drodze do finału rozegrała od Realu dwa mecze więcej.