Byłoby grubą przesadą twierdzić, że to głównie młodzi powodują wypadki drogowe; ze statystyk wynika, że grupą szczególnie niebezpieczną są nowicjusze, niezależnie od wieku – tacy, którzy prawo jazdy mają krócej niż rok.
– Ale na pewno to właśnie młodzi powodują większość tych najbardziej tragicznych zdarzeń – mówi Dariusz Tomczak z Komendy Powiatowej Policji w Kole.
Potwierdza to dr Maciej Goździkowski, chirurg, zastępca dyrektora miejscowego szpitala. – Najgorsza jest brawura nieobjeżdżonych kierowców. Poza tym jeżdżą czym się da, głównie ściągniętym z Niemiec czymś co było samochodem, a teraz tylko go przypomina.
W ostatni weekend we wsi Wysokie koło Zielonej Góry amatorzy terenowej jazdy testowali samodzielnie przerobiony samochód. Podczas manewrów na leśnej drodze składak bez dachu wywrócił się. Jednemu z pasażerów koła zmiażdżyły głowę. 20-letni kierowca, uświadomiwszy sobie, że spowodował śmierć kolegi, powiesił się na lince holowniczej.
Tomczak i Goździkowski, tak jak wszyscy w Kole, znają zakręt w pobliskich Plebankach. Ostatnia tragedia rozegrała się tam 27 sierpnia. Czterech chłopaków wracało wieczorem znad jeziora do Dębów Szlacheckich, najstarszy miał 21 lat. To on wziął Opla Recorda od ojca, który wyjechał na saksy do Niemiec. Ale prowadził 18-letni Łukasz. Prawo jazdy miał od roku, własny samochód – starego Malucha – kupił dwa miesiące wcześniej, więc teraz chciał się zabawić za kierownicą czegoś mocniejszego. Uderzyli w drzewo za zakrętem, u wjazdu do Plebanek.
Dwa tygodnie później ze szpitala wyszedł Andrzej Kwaśniewski, 18-latek. Siedział z tyłu. Mówi niewiele, półsłówkami. Jechali normalnie, wcale nie tak szybko, nagle uderzyli w drzewo, poczuł ból wbijających się w ciało pasów, które zapiął, mimo że siedział z tyłu.