Kodeks postępowania karnego nie definiuje w sposób ścisły pojęcia biegłego. Mówi jedynie, że zasięga się jego opinii, jeżeli dla wyjaśnienia problemu niezbędne są tak zwane wiadomości specjalne, czyli takie, które przekraczają normalną, ogólnie dostępną przeciętnemu człowiekowi wiedzę z dziedziny sztuki, nauki, techniki czy rzemiosła. Biegłym sądowym powinien być więc ekspert w swojej dziedzinie, ale jednocześnie osoba, która daje rękojmię uczciwości.
Biegli są wpisywani na specjalne listy w sądach okręgowych. W całej Polsce na listach tych figuruje ponad 14 tys. nazwisk. – Wokół działa potężna biurokratyczna machina: ustanawianie, odwoływanie, urzędnicy sądowi, akta biurka, szafy, no i spore pieniądze – mówi sędzia Stanisław Łasocha z Ministerstwa Sprawiedliwości. Jednak sąd i prokuratura nie są zobowiązane do korzystania z biegłych wpisanych na listę i do każdej sprawy mogą powołać biegłego spoza niej. Przepisy pozwalają też zlecać wydanie opinii „instytucji naukowej lub specjalistycznej”. Obok szacownych instytucji – takich jak krakowski Instytut Ekspertyz Sądowych czy Centralne Laboratorium Kryminalistyczne, katedr kryminalistyki czy medycyny sądowej – działają setki prywatnych firm. Za poważnym szyldem w stylu Centralne Biuro Śladów kryją się specjaliści naciągani. – Firmy tworzone są przez byłych lub czynnych policjantów, rejestrowane na członków ich rodzin, albo przez bezrobotnych, absolwentów prawa, osoby, które nie zdały w szkołach policyjnych egzaminu na technika. Własną działalność podjęli nawet moi byli pracownicy, którzy nie zdali w instytucie wewnętrznego egzaminu na biegłego – mówi dyrektor krakowskiego Instytutu Ekspertyz Sądowych Aleksander Głazek.
Podstawowy atut takich biegłych i instytucji to szybkość działania.