Kiedy Maciej Gryglas otwierał w grudniu firmę pośrednictwa finansowego RealFinance, powiesił na ścianie gabinetu dyplomy uznania, jakie dostał od towarzystwa ubezpieczeń na życie Pramerica. Ta galeria jest świadectwem dobrych wspomnień z czasów, gdy Gryglas zaprzedał amerykańskiej korporacji duszę i był jej najjaśniejszą gwiazdą. – Jeszcze trzy lata temu mój dział miał najlepsze wyniki w kraju. Amerykanie mnie cenili, zarabiałem miesięcznie 45 tys. zł na rękę. Awansowałem na szefa regionalnego działu sprzedaży – wspomina Gryglas, który długo tym stanowiskiem się nie cieszył.
Amerykanie wyjechali, a atmosfera w firmie się popsuła. – Zaczęło się podgryzanie, wazeliniarze awansowali, bardziej ambitnym podcinano skrzydła – mówi o kulisach rozstania. Gryglas zachował jednak sentyment do dawnego pracodawcy. Nic dziwnego, bo gdyby nie wiedza i doświadczenie zdobyte przez lata w Pramerice, dziś nie kierowałby własnym 40-osobowym przedsiębiorstwem.
– Pramerica oferuje w Polsce tylko polisy. Ja wpadłem na pomysł, by tymi samymi metodami sprzedawać także kredyty i fundusze inwestycyjne – opowiada przedsiębiorca, któremu nowy biznes pomaga budować ośmiu byłych kierowników sprzedaży z Pramerica. – Przyszli do nas, bo proponujemy lepsze warunki. Pracy mniej, zarobki podobne albo nawet wyższe – tłumaczy Gryglas.
Podobnych przypadków, gdy korporację opuszcza zespół kluczowych pracowników, żeby przejść do konkurencji lub założyć własną firmę, w świecie finansów jest coraz więcej. Popycha ich do tego dobra koniunktura. Konkurencja w bankowości jest już jednak ogromna i dla nowych graczy pozostaje niewiele miejsca. Ich szanse gwałtownie rosną, o ile na starcie uda się zmontować doświadczony zespół, który zna rynek i potrafi poprowadzić biznes.