Papież podarował nam kilka miesięcy spokojniejszego życia – tę opinię jednego z doradców premiera Leszka Millera politycy SLD powtarzają często i chętnie, zwłaszcza że zdają się ją potwierdzać ostatnie wyniki sondaży. Sojusz najwyraźniej przerwał złą passę spadku zaufania wyborców i odrabia straty. Wszystkie ośrodki badania opinii publicznej są zgodne: notowania SLD lub koalicji SLD-UP wzrosły do 37–39 proc., co jest dobrą zaliczką przed wyborami samorządowymi, w których SLD chce uzyskać wynik w granicach 30–33 proc. głosów.
Wpływ papieskiej wizyty na notowania SLD można tłumaczyć ogólnym wzrostem społecznego optymizmu i lekkim letnim uspokojeniem społecznych nastrojów. Na lepszą pozycję SLD składa się też kilka innych czynników: przede wszystkim wytracenie impetu przez Samoobronę (przejściowe czy nie – to sprawa ciągle otwarta), ciągle słabe notowania PSL i brak wyraźnej opozycyjnej alternatywy. Błąkający się elektorat, często zmieniający sympatie polityczne, uznał najwidoczniej, że to jednak Sojusz jest firmą w miarę pewną, której warto przedłużyć kredyt zaufania. Takiemu myśleniu sprzyjało zwłaszcza kilka zapowiedzi wicepremiera i ministra finansów Grzegorza Kołodki, iż rząd zajmie się upadającymi zakładami i sprawi, że nie będzie ubywać miejsc pracy, nastąpi długów odpuszczenie, a przestępcy gospodarczy (bez względu na to czy prawdziwi, czy urojeni) znajdą miejsca w więzieniach.
Takie sygnały są przez opinię publiczną przyjmowane dobrze i wytrącają broń opozycji, zwłaszcza zaś Samoobronie, której lider dość często wydaje się bezradny i osamotniony. Coraz mniej jest okazji, by nieustannie wołać: Balcerowicz musi odejść, gdyż to hasło politycy rządzącej koalicji akurat zwinęli. Leszkowi Millerowi opłaciła się więc, przynajmniej w wymiarze taktycznym, zamiana Marka Belki na Grzegorza Kołodkę.