Archiwum Polityki

Licz, łącz, leć

Linie lotnicze, chcąc przywiązać do siebie pasażerów, przydzielają im punkty premiowe, zwane też milami. Tych punktów nagromadziło się już w świecie tyle, że gdyby je w jednej chwili zamienić na pieniądze, byłoby ich więcej niż euro.

W rok po ataku na World Trade Center branża lotnicza nadal ma kłopoty. Łączne straty najbardziej poszkodowanych amerykańskich linii przekroczą w tym roku 5 mld dol. Z drugiej strony już widać, że kryzys nie będzie aż tak dotkliwy, jak się tego jeszcze niedawno obawiano. Przewoźnicy imają się wszelkich sposobów, by przetrwać najgorszy czas. Jedną ze sprawdzonych metod są programy lojalnościowe – frequent flyer. Ich powodzenie zaskoczyło chyba nawet samych organizatorów. Na czym one polegają?

Jeśli jesteś wierny jednemu przewoźnikowi (i jego partnerom), to ten w rewanżu za każdą zrealizowaną podróż nalicza ci punkty, które po przekroczeniu wyznaczonego pułapu mogą posłużyć jako waluta przy zapłacie za kolejny bilet lub przy dopłacie do wyższej klasy. Im więcej masz zdobytych punktów, tym bardziej jesteś cenionym i honorowanym przez linię klientem. Stali podróżni mają liczne przywileje, odrębne stanowiska odpraw, wygodne saloniki, zniżki na dodatkowe usługi i tylko do nich kierowane promocje. Chcą się czuć traktowani na specjalnych prawach i linie lotnicze robią wszystko, żeby tak było w istocie.

Pierwszy program frequent flyer powstał w 1981 r. w Stanach Zjednoczonych. Obecnie funkcjonują 92, w których uczestniczy w sumie 89 mln osób. Większość, bo aż 74 mln, to Amerykanie. Oznacza to, że co trzeci dorosły obywatel USA ciuła punkty, a potem zamienia je na bilety. Europejczycy są mniej podatni na uroki tego systemu, ale i tak w programie lojalnościowym Miles&More Lufthansy, do którego niedawno przystąpił LOT, uczestniczy 6,5 mln pasażerów. Powstanie strategicznych sojuszy Star, Oneworld czy Sky Team tylko wzmogło zainteresowanie, bo teraz można latać wieloma liniami, a zbierać punkty w swoim programie.

Druga waluta świata

Frequent flyer przypomina trochę śnieżną kulę, która coraz szybciej się toczy i nie wiadomo, gdzie zatrzyma.

Polityka 37.2002 (2367) z dnia 14.09.2002; Gospodarka; s. 44
Reklama