Archiwum Polityki

Zapłać choć trochę

Włosi są mistrzami świata w abolicjach podatkowych; całkowite ogłaszane są średnio co 9 lat. Efekt: tak zwane uczucia mieszane – jedni są za, inni przeciw. Ministrowie za każdym razem przekonują, że fiskus bardzo na tym skorzystał.

Nie płaciłem dotąd podatków, bo była to z mojej strony forma sprzeciwu wobec skandalicznej niegospodarności państwa. Nic z tego bym nie miał. Jeżdżę po dziurawych drogach, na mojej ulicy rzadko kiedy zbierane są śmieci. Teraz jednak czekam na abolicję, choć dalej wiem, nic się nie zmieni i pewnie nigdy bym nie wpadł. Chcę mieć jednak spokojne sumienie. Zrobię to dla siebie – zwierza się mój kolega Oreste, 35-letni pracownik agencji nieruchomości. Wie, że kolejne darowanie win powinno zostać ogłoszone już wkrótce. Nad inicjatywą w tej sprawie pracuje właśnie rząd Silvia Berlusconiego.

Od czasu pierwszej – po gruntownej reformie fiskusa w 1973 r. – były jeszcze dwie: w 1982 r. i dziesięć lat temu. Tę ostatnią powszechną abolicję komentatorzy i politycy nazwali fiscale tombale, czyli – można by rzec – „śmierć i mogiła, wszystko idzie w niepamięć”, by jeszcze bardziej przekonać ludzi uchylających się od płacenia podatków. Z wyników zadowolony był ówczesny minister budżetu Paolo Cirino Pomicino: – Zaczynała dawać o sobie znać recesja i należało wprowadzić korektę do ustawy budżetowej. Mieliśmy do wyboru: wyciągnąć znowu pieniądze od ludzi, którzy zarabiali milion czy dwa miliony lirów miesięcznie, albo dotrzeć do tych, którzy nigdy nie płacili podatków. Wybraliśmy tę drugą drogę. Zebraliśmy osiemnaście bilionów lirów, co dzisiaj miałoby wartość 9 mld euro, i zahamowaliśmy recesję – opowiada. Zdaniem Pomicino abolicja stanowi ważny pomost pomiędzy kompletną inercją a programem reform.

W sumie po złoty abolicyjny środek sięgano w Italii w ciągu trzydziestu lat już 18 razy. Za każdym razem dotyczyła ona innego podatku. I tak na przykład w 1976 r. zachęcono do ujawnienia się tych, którzy dopuścili się przestępstw walutowych, w 1989 r.

Polityka 37.2002 (2367) z dnia 14.09.2002; Świat; s. 48
Reklama