Archiwum Polityki

Piekła nie ma

W „Białych jabłkach”, które są kontynuacją typowych dla Carrolla wątków, została opowiedziana historia bawidamka Vincenta Ettricha, który odkrywa, że zmartwychwstał, a następnie z powodzeniem, choć mozolnie, zaczyna rozumieć, dzięki komu i w jakim celu przywrócono go do życia. Przy okazji dowiemy się, że Bóg, świat i śmierć są mozaiką i powstały wskutek Wielkiego Wybuchu, a oprócz życia i śmierci istnieje czyściec (bo nieba i piekła nie ma). Rozmach metafizycznych poszukiwań Carrolla jest imponujący i, oczywiście, nie ma nic złego w jego rozpasanej wyobraźni. Ale ta newage’owa gadanina, w której niemiłosiernie miesza się różne nieprzystające do siebie pojęcia i wyobrażenia, jest irytująca, gdyż autor karmi nas nią bez cienia ironii i troski o logikę. Metafizyka, subtelna jak w serialu „Dotyk anioła”, nie jest tu celem, lecz środkiem pozwalającym na swobodne rozwijanie akcji powieści. Carroll tworzy zatem osobliwy gatunek. Sensacyjna akcja, pełna pościgów, pojedynków, rozpoznań i amnezji, co do złudzenia przypomina „Tożsamość Burne’a” Roberta Ludluma, została okraszona religijnymi ozdobnikami. I tak oto obok thrillera medycznego i prawniczego mamy nowość – thriller metafizyczny.

Jak głosi anegdota, akuszerem kariery pisarskiej Carrolla był Stanisław Lem, który polecił wydawcom „Krainę Chichów”, przyniesioną mu przez syna, którego wiedeńskim nauczycielem był Amerykanin. Tyle tylko że tam, gdzie Lem stawiałby pytania, Carroll w swoim metafizycznym thrillerze bez skrępowania udziela wyczerpujących odpowiedzi.

Jonathan Carroll, Białe jabłka, przeł. Jacek Wietecki, Wyd. Rebis, Poznań 2002, s. 280

Polityka 37.2002 (2367) z dnia 14.09.2002; Kultura; s. 57
Reklama