Archiwum Polityki

Raporty szły do Watykanu

Bp Alojzy Orszulik, uczestnik Okrągłego Stołu, o roli Kościoła w tych rokowaniach

Adam Szostkiewicz: – Pałac Namiestnikowski w Warszawie, 6 lutego 1989 r. Siada ksiądz biskup przy tym okrągłym meblu. Co ksiądz wtedy pomyślał?

Bp Alojzy Orszulik: – Ten moment wejścia na salę, zajęcia miejsc, to się kompletnie zatarło w mojej pamięci. Wcześniej nawet nie miałem wyobrażenia, jak ten mebel będzie wyglądał. Co przy nim zajdzie? Myślę, że podobnie było ze stroną społeczną, Solidarnością. My, jako przedstawiciele Kościoła, chociaż w roli świadka, to jednak identyfikowaliśmy się z postulatami strony solidarnościowej, która walczyła właśnie o to, by strona rządząca wypowiedziała trzy słowa: Solidarność, relegalizacja, pluralizm. (Oczywiście, wtedy chodziło o pluralizm związkowy).

A Kościół nie miał dodatkowych postulatów?

Musiałbym się tu cofnąć w czasie – do 1988 r. Wtedy odbyła się seria spotkań panów Kiszczaka, Cioska z panami Mazowieckim i Wałęsą i ze mną jako świadkiem, a również z ówczesnym biskupem Gocłowskim. Strona rządząca nie chciała zasiadać do rozmów bez świadków ze strony Kościoła, twierdzili, że pan Wałęsa ciągle zmienia zdanie. Z kolei pan Wałęsa stwierdził, że nie zasiądzie do żadnych rozmów bez udziału przedstawicieli Kościoła, bo strona rządowa będzie kłamać i niech ludzie Kościoła świadczą o przebiegu rozmów i o wspólnych ustaleniach. Strona kościelna – co chcę mocno podkreślić – nie miała żadnych postulatów.

Dobrze, ale pod koniec lat 80. Kościół tracił nieco wiarę w Solidarność i w przywództwo Lecha Wałęsy. Zwłaszcza że pojawiły się ze strony władzy bardzo pojednawcze gesty pod adresem Kościoła, w tym zapowiedź pełnego i korzystnego uregulowania statusu Kościoła w państwie. Co się stało, że w kierownictwie Kościoła zwyciężyło przekonanie, że trzeba jednak iść razem z Solidarnością?

Polityka 11.2009 (2696) z dnia 14.03.2009; Kraj; s. 36
Reklama