Konkurencja między instytucjami finansowymi rośnie. Dziś przyzwoity bank stara się mieć w ofercie kilka różnych kont osobistych, kart kredytowych, pożyczek i kredytów. Niektóre sprzedają też ubezpieczenia. Przyzwoite TFI ma dla nas kilkanaście różnych funduszy, często pogrupowanych w tzw. portfele. Do tego dochodzą oferty kombinowane: kredyty z ubezpieczeniem, polisy z inwestowaniem, programy systematycznego oszczędzania. Co bank, to inne opłaty, prowizje, odsetki. Owszem, to dobrze, że jest tyle możliwości. Dzięki nim każdy może korzystać z oferty na swoją miarę. Ale czasem od tego nadmiaru można dostać zawrotu głowy. W wydanej w zeszłym roku książce „Paradoks wyboru: Dlaczego więcej oznacza mniej” prof. Barry Schwartz, psycholog z Filadelfii, zajął się ciemnymi stronami nadmiaru decyzji konsumpcyjnych, z którym musimy się mierzyć każdego dnia. „Coraz częściej dają o sobie znać negatywne strony tego zjawiska. Możliwość wyboru zamiast dawać poczucie wolności, działa destrukcyjnie. Wręcz nas tyranizuje” – pisze Schwartz.
Gdy czterej młodzi absolwenci SGH: Jarosław Augustyniak, Maurycy Kuhn, Adam Niewiński i Tomasz Marszałł zakładali – przy wsparciu giełdowego Softbanku – w 2000 r. firmę Expander, książki Schwartza w księgarniach jeszcze nie było. Ale oni zauważyli, że klient chodzi od okienka do okienka coraz bardziej skołowany. Wyczuli, że nadchodzi dobra koniunktura dla doradców finansowych. Wzorowali się też na przykładach z Europy Zachodniej i USA. Tam tego rodzaju usługi od lat są ważnym elementem świata finansów. U nas wciąż postrzega się je jako ofertę dla najbogatszych. Niesłusznie. Dlatego radzimy, jak sobie radzić z doradcami.