W artykule „Został tylko dym” [POLITYKA 4] Marcin Rotkiewicz barwnie opisuje tragedię amerykańskiego promu kosmicznego Challenger. Jak wiadomo, winę za tę katastrofę komisja powypadkowa zrzuciła na niską temperaturę i nieodwołanie startu przez NASA. Jednak prawdziwym jej powodem były raczej przepisy US Environmental Protection Agency (EPA) (pierwszego na świecie ministerstwa środowiska), zabraniające NASA stosowania azbestu w materiałach konstrukcyjnych promów. Przed wypadkiem Challengera połączenia typu O-ring rakiet nośnych promów były uszczelniane szpachlówką próżniową zawierającą azbest. W 1985 r. NASA została zmuszona przez EPA do zastąpienia tej szpachlówki „ekologicznym” substytutem bez azbestu. Ta nowa szpachlówka zawiodła. Udowodnił to sławny fizyk Richard Feynman przed komisją amerykańskiego Kongresu: zanurzył bezazbestowy substytut w wodzie z lodem i po chwili z łatwością pokruszył go palcami. Wojsko również zmuszono do rezygnacji ze szpachlówki azbestowej i zaraz potem nie udały się dwa starty wielkich rakiet TITAN 34D.
Podobna „ekologiczna” przyczyna była prawdopodobnie powodem katastrofy promu Columbia w 2003 r. Tym razem, zgodnie z podpisanym w 1987 r. tzw. protokołem z Montrealu o ochronie warstwy ozonowej, rzekomo niszczonej przez freony, EPA zmusiła NASA do rezygnacji z używania termicznej pianki izolacyjnej zawierającej freon CFC-11. Gdy wprowadzono nową piankę, bez CFC-11, już w 1997 r. stwierdzono, że liczba płytek uszkadzanych w locie przez odrywającą się piankę wzrosła jedenastokrotnie.
Zbigniew Jaworowski,
Warszawa