Po wypuszczeniu z aresztu Mirosława G. – warszawskiego kardiochirurga, z ulgą odetchnęli także kardiochirurdzy krakowscy. – Jeszcze nie jest w Polsce tak, że gdy ktoś z rodziny Ziobrów oskarży lekarza o doprowadzenie do śmierci pacjenta, sąd bez rozpatrzenia sprawy wsadza go do więzienia – mówi kardiolog ze szpitala przy Collegium Medicum Uniwersytetu Jagiellońskiego w Krakowie. W sierpniu ub. roku brat ministra Ziobry Witold zawiadomił krakowskich prokuratorów o podejrzeniu popełnienia przestępstwa przez lekarzy CM UJ, którzy opiekowali się jego ojcem – Jerzym Ziobrą. Według Witolda Ziobry jego 72-letni ojciec trafił do szpitala w dobrym stanie, niewłaściwe leczenie doprowadziło do jego śmierci. Krakowscy lekarze wskazują na absurdalność tego zarzutu: sam Jerzy Ziobro był przecież cenionym lekarzem, specjalistą w dziedzinie balneoklimatologii i medycyny fizykalnej (czyli leczenia uzdrowiskowego), wieloletnim ordynatorem i dyrektorem Szpitala Uzdrowiskowego w Krynicy Żegiestowie. – Gdyby leczenie przebiegało nie tak, jak powinno, natychmiast by się przecież zorientował – przekonuje kardiolog z CM UJ. W ciągu kilku miesięcy krakowscy śledczy przesłuchali większość świadków, powołali biegłych. Równocześnie jednak mieli robić ponoć wszystko, by pozbyć się niewygodnego śledztwa. W końcu prokurator okręgowy Bogdan Karp złożył do Prokuratury Apelacyjnej w Krakowie wniosek o przekazanie sprawy do innego okręgu. Uzasadniał, że biegli lekarze mają kontakty z krakowskimi prokuratorami, a więc nie ma gwarancji bezstronności śledztwa. Co ciekawe: w innych prowadzonych przez krakowską prokuraturę sprawach dotyczących błędów lekarskich bezstronność krakowskich biegłych nie była kwestionowana. Śledztwo trafiło do Prokuratury Rejonowej w Ostrowcu Świętokrzyskim.