Jest nareszcie w Warszawie wielkie wydarzenie teatralne – na frontonie gmachu Teatru Wielkiego stanęła brązowa kwadryga, na której realizację 170 lat temu nie chciały się zgodzić władze carskie. Warszawiacy będą od dziś dzielić się na tych, którym rzeźba przypadła do gustu, i tych, którzy woleliby puste miejsce na frontonie narodowej sceny. Już pojawiły się pierwsze złośliwe komentarze sugerujące, że ta kwadryga za bardzo przypomina rosyjską „trojkę”: rumaki pędzą bowiem każdy w swoją stronę i rydwanowi Apolla grozi katastrofa. Ale czy mamy w stolicy rzeźbę, która zyskałaby powszechny aplauz? Ta nowa realizacja starej idei wyróżnia się korzystnie choćby z tego powodu, iż odchodzi od obowiązkowego kanonu naszego obrzędowego rzeźbiarstwa, polegającego na uwiecznianiu w marmurze i brązie bohaterów przegranych wojen czy powstań. Stawialiśmy pomniki przeciw (zaborcom, okupantom etc.) lub za (wolnością, demokracją, wiarą). Ważąca pięć i pół tony kwadryga jest bodaj pierwszym naszym pomnikiem nieobciążonym tego rodzaju zobowiązaniami. Może te pędzące nie wiadomo dokąd rumaki przypominać nam będą, iż mimo wszystko żyjemy w normalniejszych czasach.