Archiwum Polityki

Orwell u bram

Między demokracją przedstawicielską a demokracją telewizyjną wyraźnie iskrzy. W Rosji, w Czechach, na Ukrainie i Białorusi, a także niestety w Polsce nie brak polityków, którzy uważają media publiczne za folwark własnych wpływów partyjnych, a niezależne media prywatne chcieliby jak najbardziej przydusić. Z kolei w Wielkiej Brytanii, w Niemczech czy we Włoszech – odwrotnie – medialni magnaci zdobywają wpływy polityczne wymykające się demokratycznej kontroli. I tak źle, i tak niedobrze, choć wciąż jeszcze są to przeciwstawne zagrożenia dla wolności prasy.

Oile w polskim sporze wokół prawa prasowego chodzi o to, czy w ogóle powstaną polskie grupy multimedialne zdolne po wejściu Polski do Unii Europejskiej do konkurencji z międzynarodowymi koncernami, o tyle w Europie Zachodniej ujawniają się trzy zjawiska.

W Niemczech w związku z bankructwem medialnego imperium Leo Kircha stawką są tysiące miejsc pracy i perspektywa wypełnienia powstałej luki przez koncerny Silvio Berlusconiego i Ruperta Murdocha.

We Włoszech ujawnia się słabość demokracji, skoro premierem zostaje właściciel koncernu medialnego tworzący partię czy raczej ruch polityczny na wzór piłkarskiego fanklubu.

W Anglii chodzi natomiast o narzucenie przez media koncernu Murdocha brutalnych reguł walki politycznej, przy drastycznym obniżeniu poziomu. Od czasu gdy Murdoch kupił i ekonomicznie uzdrowił dziennik „The Times”, ten tradycyjny okręt flagowy brytyjskiego dziennikarstwa, gazeta odzyskała równowagę finansową, ale żałośnie straciła na prestiżu.

75-letni dziś Leo Kirch nie stał się ani niemieckim Murdochem, ani Berlusconim. Nie do pomyślenia, by sam mógł czy chciał zostać kanclerzem Republiki Federalnej, choć ten wierzący katolik o konserwatywnych przekonaniach miał swój udział w sukcesach wyborczych Helmuta Kohla. Ręka rękę myła. Kanclerz zawsze mógł liczyć na korzystną inscenizację swych wypowiedzi na kanałach należących do Kircha oraz na lukratywne stanowiska w jego koncernie dla chadeckich kumpli odstrzelonych z aktywnej polityki. Kanclerz rewanżował się odpowiednio naginając prawo prasowe (przydział częstotliwości) i brutalnie wspierając interesy koncernu wobec Komisji Europejskiej. Z kolei Kirch wspierał kanclerza sowitymi sumami, które nie zawsze były właściwie księgowane.

Jak wielu dzisiejszych magnatów medialnych Leo Kirch to przede wszystkim menedżer, a nie dziennikarz.

Polityka 19.2002 (2349) z dnia 11.05.2002; Świat; s. 36
Reklama