Archiwum Polityki

Siódme piętro

Ciocia ma z reguły dwadzieścia kilka lat, różowy fartuch, uśmiechniętą, ładną buzię i zapuchnięte, czerwone oczy. Gdy była mała, podobał jej się wykrochmalony na sztywno kołnierzyk i sterylny szpitalny mundurek. Kiedy podrosła, zostawiła więc rodzinną wieś lub miasteczko i pojechała za marzeniami do Warszawy. Marzenia o bielutkim czepku zawiodły ją do łóżek, przy których czasem w ciągu sześciu dni ciocia siedem razy patrzy, jak umiera dziecko.

Kolorowe malowanki na szybach, hałaśliwy przedszkolny kącik z zabawkami i rozbawione maluchy, raz przytulane, raz poganiane przez swoje ciocie – pielęgniarki w różowych kitlach. – To nasze kochane, całuśne łysolce – Marzena oprowadza po oddziale onkologicznym w Centrum Zdrowia Dziecka w Międzylesiu. – Pięć lat temu przypadkowo trafiłam do pracy na onkologię. Stanęłam w korytarzu i już wiedziałam, że tu zostanę.

Marzena ma 25 lat, mieszka w hotelu pielęgniarskim Centrum, zamiast na wakacje jeździ z łysolcami na kolonie i nie potrafi doliczyć się, ile spośród nich umarło.

Na onkologii dziecięcej powinny pracować dziewczyny z mężami i własnymi dziećmi albo chociaż ze stałymi facetami. A jest dokładnie na odwrót – ocenia Renata, przełożona pielęgniarek na onkologii, która 10 lat temu miała jeszcze żal do znajomych, bo nie chcieli słuchać, że umarł trzylatek – umarły więc też towarzyskie kontakty Renaty. – Przyjeżdżają za pracą dziewczyny z całej Polski, zaczynają z przydziału na onkologii, myślą, że to tylko punkt startu, chcą przeczekać i przenieść się gdzie indziej. Ale oddział je wsysa i zostają.

Dziewczyny spod

Pochodzą zwykle spod. Marzena spod Piotrkowa: – Jestem najstarsza z dziewięciorga rodzeństwa i zawsze chciałam być przedszkolanką. Aż nagle – pstryk! Liceum medyczne!

Magda spod Białegostoku: – Moja chrzestna jest położną, byłam zapatrzona w jej biały fartuszek i czepek, no i też zostałam położną.

Rozalia spod Stalowej Woli: – Mam pięcioro starszego rodzeństwa, w tym dwie siostry pielęgniarki. Byłam chorowitym dzieckiem i podobało mi się, kiedy różne pielęgniarki nade mną świergoliły.

Polityka 19.2002 (2349) z dnia 11.05.2002; Na własne oczy; s. 100
Reklama