Jest 25 kwietnia 1991 r., w Iraku toczy się wojna. „Jak pan się nazywa?” – pyta lekarz pacjenta w mediolańskiej klinice. Giambattista Boddoni, lat 59, właśnie wyszedł ze śmierci klinicznej, w którą wpadł po zawale. „Chwileczkę, mam to na końcu języka” – stara się odpowiedzieć pacjent. Jego pamięć automatyczna i semantyczna działa znakomicie, pamięta daty i fakty z życia Cezara i Napoleona, także wiersze, których uczył się w szkole. Natomiast całkowicie zanikła mu pamięć biograficzna. „Nazywam się Arthur Gordon Pym” – odpowiada za Edgarem Allanem Poe, potem przerzuca się na postaci z powieści Melville’a, Kafki, D’Annunzio. „Wejdź do wnętrza człowieka, a znajdziesz Larousse’a” – cierpko stwierdza narrator nowej powieści Umberto Eco „Tajemniczy płomień królowej Loany”.
Dopiero żona pacjenta Paola tłumaczy mu, jak się nazywa, że ma dwie córki i troje wnuków. Boddoni jest antykwariuszem, od dzieciństwa nazywano go Yambo, a ostatnio podkochuje się w swej polskiej asystentce, jasnowłosej Sybilli Jasnorzębskiej. Ale to wszystko jest biografia pożyczona, czy raczej narzucona przez Paolę. Kim jest naprawdę?
Latarnie we mgle
Rusztowaniem tej romanzo illustrato, powieści z obrazkami, jest odtworzenie biografii człowieka zagubionego we mgle niepamięci. „Tajemniczy płomień...” w czerwcu ukazał się we Włoszech w nakładzie 200 tys. egzemplarzy. Ryzyka żadnego. Eco od „Imienia Róży” jest autorem gwarantowanych bestsellerów, jego powieści rozeszły się na całym świecie w 30 mln egzemplarzy.
Yambo to człowiek z papieru. „Cytaty to moje jedyne latarnie we mgle”– wzdycha. I zamiast zaufać opowieści żony, szkolnego kolegi czy – faktycznej?